O sposobie ogłoszenia mi wiadomości na co dokładnie choruję nie ma co się rozpisywać – wręczono mi kartkę z hermetycznie sformułowanym komunikatem jaki rodzaj raka u mnie stwierdzono, którą przeczytałem sobie na pustym wtedy szpitalnym korytarzu. Używając młodzieżowego języka: zonk w czoło…
Masz już tę kartkę brzmiącą jak wyrok i dostałeś skierowanie do szpitala. Co teraz?
Ja mam szczęście – moje szpitale to wyspecjalizowane ośrodki zlokalizowane w dużym mieście, w którym mieszkam - stąd tytuł bloga. Jednak niezależnie od tego, gdzie Cię rzuci los, zapamiętaj kluczowe słowo: PROCEDURA albo, kiedy jej nie spostrzegasz – rutynowy sposób działania i lokalne zwyczaje. Każdy szpital i każda przychodnia działają wg mniej lub bardziej ściśle opisanych zasad i bardzo szybko można zauważyć pewne utarte ścieżki (czasami trochę mniej formalne) postępowania lekarzy i personelu. Warto je szybko rozpoznać – oszczędzisz wtedy wiele nerwów i niepotrzebnego stresu. To wszystko jest bardzo ważne, bo jednym z największych problemów naszej służby zdrowia jest KOMUNIKACJA: lekarze nie zawsze potrafią z nami rozmawiać. Częściej komunikują i oświadczają niż po prostu rozmawiają. Drugi problem z komunikacją to prosta i czytelna informacja. Architektura i rozplanowanie naszych szpitali to historia przybudówek, remontów, dostawek i doklejania kolejnych szpitalnych pudełek do i tak już chaotycznej (i czasami starej) architektury. I w tym wszystkim Ty: Tezeusz pośrodku wielopoziomowego labiryntu oznakowanego często przez szalonego dowcipnisia, otoczony przez innych często równie zdezorientowanych wędrowców… Nie ma to jak być starym szpitalnym wyjadaczem! Spokojnie, już niebawem osiągniesz ten status.
Zasada nr 1: bądź cierpliwy. Z naszego punktu widzenia (czyli pacjenta) wiecznie i zawsze za długo na coś czekamy. Jedne z najczęściej słyszanych komentarzy to: „Gdzie on/ona polazł?”, „przecież to wszystko powinno dziać się szybciej!” albo „ile oni marnują czasu!”. Problem w tym, że my tak naprawdę widzimy niewielki fragment pracy lekarzy i pielęgniarek, którzy często sami wściekają się na nielogiczne procedury i czynności odrywające ich od pacjenta. Więc spokojnie, doczekasz się, naucz się tylko zagospodarowywać czas i zwalczać złe emocje. Jeszcze o tym napiszę.
Zasada nr 2: pytaj, staraj się szybko dowiedzieć jak najwięcej o szpitalu, panujących zwyczajach i obowiązujących zasadach – one w gruncie rzeczy są podobne do siebie i różnią się szczegółami (np. w jednym szpitalu punkt poboru krwi jest w piwnicy na końcu labiryntu, a w drugim na ostatnim piętrze, tylko obowiązuje dwuetapowa kolejka… acha – winda porusza się z prędkością kontuzjowanego żółwia i prawie zawsze jest przepełniona, więc jeśli masz siły szybciej dojdziesz na piechotę). Pytaj przede wszystkim: w punkcie informacyjnym - jest prawie wszędzie i służy głównie do orientowania się w topografii szpitala, pielęgniarki - jaka jest kolejność zdarzeń, które cię czekają, jak dojść do gabinetu x gdzie masz mieć np. USG itp. Wyłów w tłumie starych wyjadaczy – oni z reguły chętnie dzielą się wiedzą praktyczną zdobytą przez tygodnie i lata odwiedzin w tym szpitalu. Tylko uważaj – oddzielaj informacje praktyczne od historii stworzenia świata tzn. prywatnych dziejów chorowania upstrzonych dziesiątkami szczegółów – o tym też jeszcze napiszę. Staraj się wyłowić z tych opowieści ogólne zasady funkcjonowania w twoim nowym szpitalu czy przychodni.
Zasada nr 3: zaufaj procedurom. Najgorszy jest ten pierwszy raz. Nowe miejsce, tłum pacjentów i ich rodzin, w głowie huczy, nikogo nie znasz, „twój” lekarz jest nieuchwytny. Na początku i tak musisz zaliczyć rejestrację. Zazwyczaj jest to rodzaj „wyspy” na parterze. Zaraz po wejściu – jeśli jej nie widzisz – zapytaj ochroniarza albo kogoś w punkcie informacyjnym gdzie jest rejestracja i czy jest tu automat do wydawania numerków. W dużych szpitalach nie ma nic „na gębę” – nikt nic nie zrobi zanim nie zostaniesz umieszczony w SYSTEMIE. Jak już w nim jesteś i trzymasz w ręku numerek albo wydruk wewnętrznego skierowania to jesteś gość i wszystko powinno iść z górki – o ile zdążyłeś się zorientować jak wygląda procedura i kolejność zdarzeń. Z tym nie powinno być aż tak źle – wsparty świeżo zdobytą wiedzą topograficzną (punkt informacyjny, rejestracja, napotkani po drodze pracownicy szpitala) idziesz na oddział albo do swojej poradni. A tam znowu… kolejka! Spokojnie! Jesteś już w systemie, masz numerek/skierowanie. Stosujesz zasadę nr 2 i dowiadujesz się jak działa lokalna odmiana procedury dostępu
Generalnie po zmianie statusu z anonimowego gościa na wejściu w zarejestrowanego pacjenta stajesz się elementem systemu. Nie bój się, że czekasz – nawet długo – system się o Ciebie upomni! Ktoś Cię wywoła, skieruje do właściwego gabinetu, powie co robić dalej (a jak nie, to zasada nr 1). Najczęściej będzie to pielęgniarka, albo „okienkowa” pani rejestrująca do kolejnej procedury diagnostycznej. Tylko pamiętaj o zasadach 1 i 2, bo z piętra na piętro i z poradni do poradni sposób uzyskania pomocy, leczenia, porady może się różnić szczegółami (np. zarządzaniem lokalnej kolejki albo wchodzeniem do gabinetu). W moim przypadku system na początku choroby nazywał się „zespół ds. jelita grubego” i sam do mnie dzwonił przypominając o terminach i miejscach kolejnych badań – Ameryka!
I to by było na tyle jeśli chodzi o pierwsze kontakty z dużym szpitalem onkologicznym, i w ogóle z dużym szpitalem z przychodniami.