Mój najulubieńszy doktorek B wrócił z urlopu;) Nikt mnie już nie straszy sepsą i powolną, wyniszczającą śmiercią. Lubię wyluzowanych lekarzy, nie znoszę zaś formalistów. Są jaja jak zawsze. Dr B :  Dorotka, tylko prowadź się teraz względnie dobrze w tej cytopenii. Ja : A co to znaczy względnie?;) Dr B : (szelmowski uśmieszek) Oj wiesz wiesz;) Płucz usta płukanką, zero słodyczy i surowizny;) Zazdroszczę ludziom, którzy przychodzą na chemię 1-dniową, przelecą im te kroplówki i idą sobie potem do domu. Owszem, zostają sami, bez opieki, z wymiotami pewnie i innymi atrakcjami, z którymi muszą radzić sobie sami. Ale są w domu! A mi tu już mija 3tydz... I nie wiem co mam zrobić z moimi studiami, bo nie zdążę się poskładać na październik... Nie mówię, że sama jestem prof. Miodkiem albo Bralczykiem, bo samej czasem mi się wymsknie "wziąść" ;D, a dobrze wiem, że jest wziąć, tak jak nie ma braść, tylko brać;P Ale język Gienii mądje!, mojej towarzyszki niedoli, mnie rozwala! Te jej teksty:  lubieją, skibeczki z masełom, doktórka, zrobili my, ja żem, ino ino,  drażnią mnie, chyba już mam coś z garem. _______________________________________________________________________________ It's ołrajt;]