Oj wcale nie tęskniłam. Wcale się nie pytałam, ale już na wstępie dowiedziałam się, kto umarł. Wcale nie prosiłam, a już zrobili mi biopsję i pobrali z 7 próbówek krwi. Wcale nie jestem wymagająca specjalnej troski, a dali mi izolatkę. A wiadomo jacy ludzie leżą w izolatce, tacy którzy umierają. Bosko. Uwielbiam te szpitalne klimaty. Mimo wszystko uznałam, że będę myśleć pozytywnie, cieszyć się na każde badania, a nie bać się i ogólnie może czas tym sposobem szybciej minie ;] Z jednej strony fajnie, że nie trzeba słuchać marudzenia truposzy, oglądać od 7 rano dzień dobry tvn albo uciszać chrapanie, zaś z drugiej strony nie ma się do kogo odezwać. I gości mogę przyjmować na luzaku. Mam balkon, zapraszam;)
Nie spodziewałam się, że tycie jest trudniejsze niż chudnięcie. Przez prawie miesiąc przytyłam jedynie 3kg, a jadłam wszystko co mi się podobało - żadnych rozsądnych ograniczeń;-) Nie przekroczyłam mojego magicznego progu 50kg i kurka od razu jak zobaczyłam te szpitalne żarcie to mój apetyt zmalał do zera, więc różowo mojego tycia tutaj nie widzę.
Mój lekarz był niezwykle rozczarowany, że za nim nie tęskniłam i jak zawsze rzucał dowcipami z serii: "Dorotko brakowało Ci tego badania, prawda? (przy biopsji)". "Widziałaś jesień, zimę, wiosnę a teraz czas zobaczyć lato przez szpitalne okno!" albo "Szpitalne łóżko lepsze niż to w domu, zobacz możesz sobie regulować...". Powiedziałam mu, żeby robił, co mu się podoba, byle ta szpitalna impreza jak najszybciej się skończyła. Bo jest kurka arcysłaba, żeby nie mówić, że stypa.
PS
I ten szpitalny zapach jest nie do opisania... Mam nadzieję, że nim nie przesiąknę;)