Żeby nie było ciągle o chorobie.Jakiś czas temu kupiłam samochód pewnej dalekowschodniej firmy. Wybrałam model, kolor i czekałam na dostawę auta. Po 2 m-cach wreszcie jest telefon od dealera. Nie wiedziałam, śmiać się czy płakać. Moje wyczekiwane auto spadło z lawety i uległo znacznym uszkodzeniom. Zaproponowano mi inne, kolor się nie zgadzał, ale wzięłam. Na osłodę dostałam czujnik cofania gratis, bardzo zresztą przydatny.W ciągu 1,5 roku miałam 3 kolizje - niewielkie, ale wymagające naprawy. Dwie spowodowałam sama. Jedną - przy parkowaniu, lekkie uszkodzenie drzwi. Drugą - przeciskałam się między samochodami i znowu uszkodziłam te same drzwi. W sumie obydwie naprawy kosztowały mnie połowę zniżki AC. Jeżdżę od ponad 20 lat i nigdy nie miałam szkody z własnej winy. A tu w krótkim czasie jedna po drugiej.Ale to nie koniec. Miesiąc po drugiej szkodzie była trzecia. W moje prawidłowo zaparkowane, i to na wewnętrznym parkingu, auto uderzyło inne. Kierowca - mężczyzna (!), cofał rozmawiając przez telefon. Urwał mi przedni zderzak. Wina była jego, ale kłopot mój.I jak tu nie mówić o pechu.Niektórzy chcą mnie od tego pecha uwolnić i mówią, że chętnie przejmą samochód.Ale ja mam nadzieją, że do 3 razy sztuka i to będzie koniec.Bo lubię moje auto, ono ma "duszę".