Przerwałam na chwilkę pisanie, dziękuję ,że pytacie, śledzicie, kibicujecie.....właśnie jest Wielkanoc 2011, w blogu to jeszcze dwa lata do opisania, dwa dłuuugie lata, a czasem myślę,że bardzo krótkie.....u mnie przestój w pisaniu ma jakby dwa znaczenia, pierwsze bo wiosna, więcej pracy, więcej przebywam poza siecią a drugi chyba podświadomy....coraz bliżej drastycznych zdjęć, wzruszających filmów z udziałem Marty....jakby podświadomie wciąż waham się czy je wstawiać, jak je poubierać w słowa,żeby nie przekroczyć tej delikatnej granicy....
Wielu z Was daje mi sygnały , jak bardzo identyfikujecie się z naszą historią, jak bardzo przeżywacie, czasem nawet płaczecie , choć znacie zakończenie.....im dalej zagłębiam się w opowieść tym bardziej wiem,że będzie jeszcze bardziej "wyciskaczem łez" i boję się pisać, boję się ocen, boję się,że straci to mój zamierzony cel ,czyli : POKAZANIA PIĘKNEJ WALKI, POKAZANIA ZWYCIĘSTWA WIARY.....
Powinnam napisać "bałam się", bo to wszystko dzisiaj zniknęło.....obejrzałam wywiad z Anną Dymną, i przyszło tyle refleksji ,a zarazem tyle siły......znowu odnalazłam sens w opisywaniu historii Marty. Chciałabym znaleźć w sieci cały wywiad , bo na razie znalazłam tylko tyle. Wywiad z dnia 24 kwietnia 2011 z Anna Dymną19:46, 24.04.2011 /TVN24Dymna: "Nawet śmierć można w konia zrobić"O WIELKANOCNYM CIERPIENIU"TVN24Wielkanoc to śmierć Chrystusa, ale jednocześnie radość ze zmartwychwstania. - Wiele razy widziałam śmierć. To dziwne, ale chyba jestem silniejsza. Coś mi to oswoiło. Nawet śmierć można w konia zrobić - mówiła w "Faktach po Faktach" Anna Dymna, wybitna aktorka i szefowa fundacji "Mimo Wszystko". Jej zdaniem historia sprzed 2 tysięcy lat żyje cały czas. W każdym z nas.Anna Dymna fundację założyła w 2003 roku. Pomaga chorym i niepełnosprawnym w całej Polsce. O ich, ale nie tylko chorych, cierpieniu myśli szczególnie w Wielkanoc. Myśli pozytywnie. - To są święta, które budzą nadzieję. Jak patrzę, co się dzieje w przyrodzie na wiosnę, to to samo się dzieje w nas. Jeżeli to oczywiście uruchomimy. Wszystko jest martwe, zlodowaciałe, a później nagle się odradza - mówiła w "Faktach po Faktach".Anna Dymna o świątecznej nadziei
- Tak samo jest z człowiekiem. Czasem cierpi, czasem mu się wydaje, że nic go już nie czeka. I nagle ktoś się do niego uśmiechnie. Wtedy weźmie nowy oddech, uwierzy w siebie, w to, że życie jest piękne. Te święta dają taką szansę. Bo się spotykamy. Czy przy stole, czy na spacerach. Człowiek zatrzymuje się w swoim pędzie i myśli: "Nie, jednak jest fajnie" - tłumaczyła.Po coś
Wielkanocy, a więc śmierci Chrystusa na krzyżu, nie można zrozumieć bez zrozumienia cierpienia. - W tych świętach jest cierpienie, jest śmierć. Żeby coś mogło się odrodzić. jak rozmawiam z niepełnosprawnymi, to oni zaczynają rozumieć, że to jest po coś - mówiła.      To się okazuje zupełnie bez sensu. Ja nigdy tak nie myślałam, mimo, że tak się przecież mówi. "Dziecko niepełnosprawne za karę", często to słyszę, a to zupełnie bez sensu      Cierpienie to kara?
Dotyczy to nie tylko Chrześcijan. - Nawet, jeśli ktoś jest niewierzący, to często dotyka go cierpienie, samotność. A te święta dają nadzieję, że nic nie jest do końca przegrane. Człowiek oddycha dopóki jest jakaś szansa, że to cierpienie po coś jest. Dlatego jest pięknie, jak się wierzy - uważa Dymna. - A jak się nie wierzy? - pytała prowadząca. - To można uwierzyć. To są takie święta, że się wierzy, że wszystko ma sens - odpowiadała aktorka.
Jaki sens ma cierpienie? Anna Dymna odnajduje go w swoich podopiecznych z fundacji. Dzięki nim zrozumiałam, jaki człowiek jest silny, ile ma cierpliwości, ile ma w sobie radości - mówiła.
Gdy człowiek cierpi, często pierwszą myślą jest kara. Że ból i cierpienie jest czymś spowodowane. - To się okazuje zupełnie bez sensu. Ja nigdy tak nie myślałam, mimo, że tak się przecież mówi. "Dziecko niepełnosprawne za karę", często to słyszę, a to zupełnie bez sensu - przekonywała.Uśmiechnięci w obliczu śmierci
- Wiele razy widziałam śmierć, to dziwne, ale chyba jestem silniejsza. Coś mi to oswoiło. Nawet tę śmierć w konia zrobić. Widziałam ludzi, którzy umierali, a byli uśmiechnięci. Śmierć była upokorzona. Widziałam młodego chłopaka, który umierał w ramionach swojej żony. Był uśmiechnięty i szczęśliwy. Chrystus umarł na krzyżu i nikt też tego nie pojmuje. Cierpienie czyści pole, żeby miłość mogła zapanować. Po największym cierpieniu robi się ciepło, miło, radośnie. Nawet dziecko to widzi - wspominała.Anna Dymna wspomina Krzysztofa Kolbergera
Jako przykład podała papieża Jana Pawła II i zmarłego niedawno kolegę po fachu - Krzysztofa Kolbergera. - Nauczyło nas to szacunku dla cierpienia, pokory. Mnie to oswajało. Papież nam pokazał: jestem w takim stanie, ale jestem człowiekiem - mówiła Dymna. - Krzysiu to był mój najbliższy przyjaciel. on mi pokazał, że choroba, cierpienie istnieje. Ale jak się nie da wyzdrowieć, to trzeba umieć w tym żyć. Mówię: Krzysiu chyba jesteś nienormalny. Nigdy w życiu nie był zły, nie był załamany. Do końca pracował - dodała."Żałuję bardzo,że to tylko fragmenty, bo to co ja tam usłyszałam akurat tu jest pominięte, będę się starał zdobyć całe nagranie...to ważny wywiad...bardzo głęboki, uczy jak warto zatrzymać sie w życiu na chwilkę.  Pani Anna zwerbalizowała to , co dawno miałam w głowie, po Marty chorobie....nie zacytuję wiernie,ale przekaz tego brzmi mniej więcej tak: gonimy za wszystkim co ulotne....wymienianie byłoby  tu tylko zwykłym truizmem , bo sami to wiecie....dopiero strata bliskich nam osób, ich choroba lub nieszczęście , które stawia nas totalnie do pionu ...uświadamia nam ,że to wszystko wcześniej było nieważne, sprawy nabierają innego znaczenia, niektóre je kompletnie tracą, postrzegamy ludzi przez inny pryzmat, kolory są inne, zapachy ....wszystko się zmienia...zatrzymujemy się....... Warto jednak to zrobić bez tych przykrych doświadczeń, warto dostrzegać innych zanim samemu trafi się do ich grona..... Pani Anna mówiła także o tym, jak  Papież - Jan Paweł II, do końca pokazywał się światu, jak pięknie odchodził, dając tym samym znak,że każdy jest człowiekiem, nawet ten z ułomnościami, ten , który już nie może wypowiedzieć się tak jakby chciał, ten , któremu mięśnie odmawiają posłuszeństwa, i ten , któremu ciężko zapanować nad ruchami. Nie schował się w swojej sypialni, wychodził i oswajał nas ze swoim wizerunkiem. Być może dzięki temu wielu z nas przestało bać się starszych ludzi, może oswoiło nas bardziej z wizerunkiem ludzi schorowanych....mam taką nadzieję i myślę,że i on miał ..... Pani Anna mówiła,że wielu ludzi to krytykowało, ale jeszcze więcej dzięki temu nabierało szacunku..pokory...... Właśnie te zdania przekonały mnie,że zawsze będzie podzielone społeczeństwo, nawet w przypadku oceny tak wielkiego człowieka ,jakim był , Papież- Polak. Dlatego już nie boję się,że wizerunek Marty wywoła w niektórych oburzenie i ocenę, jak mogę tak epatować jej cierpieniem..... jak można było to udokumentowywać ..... dzięki temu,że mam te zdjęcia i filmy  z dwóch lat, dzisiaj mogę porównywać progres, cieszyć sie postępami, pokazać Wam również "mały CUD".W wywiadzie było jeszcze o tym, że Pani Anna prowadzi zajęcia ze swoimi studentami...czytają opowiadania Herberta, krótkie historie dotykające ważnych spraw: miłości, wstydu, strachu itd..... młodzi ludzie nie chcą o tym mówić, Pani Anna nazwała to "młodzi ludzie wstydzą się swoich uczuć"...... odczuwam to również na tym blogu..... nie wstydźcie się proszę komentarzy, nie wstydźcie się być tutaj obserwatorami...... spotykamy sie na ulicy, w sklepie, w banku.....zasypujecie mnie pytaniami, klepiecie po ramieniu mówiąc , jak to dobrze,że piszę, że czytacie..... dajcie tego wyraz tutaj...pokażcie mi proszę siebie....tylko w statystykach widzę, jak rośnie liczba czytających..... ANONIMOWYCH czytających...a przecież ja nie jestem tu anonimowa, czasem czytając jesteście cali wewnątrz mojej rodziny, domu, duszy..... nie wstydźcie się swoich uczuć , jak to mówi Pani Anna......I jeszcze jedno.....właśnie to co zamieszczono w tych zacytowanych fragmentach....choroba bliskich, a szczególnie własnych  dzieci, nie jest za karę......nie trzeba sobie ani nikomu współczuć..... cierpienie jest zawsze po coś....... JEST LEKCJĄ....Znajoma numerolożka, kiedy opisywała Martę, powiedział coś bardzo ważnego....Marta urodziła się z misją....właśnie jej dopełniła....... JA- JEJ MAMA, CZUJĘ, ŻE TAK WŁAŚNIE JEST...... nasza Rodzina zmieniła się , wszystko jest inaczej niż było...to pewnie pierwszy punkt z długiej listy jej misji :))))))))Pozdrawiam Was wszystkich świątecznie.....wiem,że ten post taki bardzo refleksyjny, ale to był potrzebny czas do ruszenia z następnymi postami...dziękuję Wam :))Agnieszka