Wreszcie koniec radioterapii. Trwało to ponad 4 tygodnie. W końcowej fazie miałam naświetlaną 'lożę'. Zostałam wytatuowana kolorowymi pisakami w okolicy blizny. Namalowanych kresek nie wolno było zmywać, więc z myciem były lekkie problemy.W sumie dostałam dawkę promieniowania wynoszącą 52,5 Gy w 21 frakcjach. Dla porównania, dawka pochłaniana podczas badania mammograficznego wynosi ok. 0,003 Gy. Uff - dobrze, że jeszcze nie świecę.Krystyna Kofta w swojej książce 'Lewa, wspomnienie prawej' napisała, że leczenie jest gorsze od choroby. I chociaż moje leczenie nie było tak intensywne jak Pani Krystyny, to się z nią zgadzam. Tak, że cieszę się, że to już koniec tych naświetlań. Skóra w miarę w porządku, ale niektóre niekorzystne objawy mogą pojawić się później. Wyznaczono mi termin wizyty kontrolnej  za miesiąc. Na razie trzeba łykać zalecony lek i obserwować, czy nie pojawią się jakieś skutki uboczne.Ale póki co - mamy święta. Więc Wesołych Świąt. I dużo, dużo zdrowia. I optymizmu. I wiary w siebie.