Nie kojarzę czy kiedykolwiek wspominałam o tym, że mój dawca Lucjan jest tzw. czeko-dzieckiem;) Żywi się głównie cukrem, przede wszystkim w formie czekolady. I to nie jest okres przejściowy, tak ma całe życie. Lucjan po prostu je to co lubi, nie zmusza się do niczego, do jedzenia owoców, warzyw albo innych sensownych rzeczy, bo jemu smakuje czekolada;] Stałymi elementami są: drożdżówki, danio czekoladowe, muller mix z kulkami czekoladowymi, kulki czekoladowe, herbatniki czekoladowe, pierniki... Co dziwne to właśnie on jest zdrowy, ogólnie nie choruje i jak się okazuje jego czeko-dieta dobrze wpływa na jego organizm. Próbowaliśmy go zmotywować z okazji mojego przeszczepu do przekonania się do papryki, pomidora albo o zgrozo jakiegoś owocu. Ale gdzie tam! Bycie dawcą to nie powód, żeby Lucjano miał zaczął jeść zielone albo czerwone warzywa;) I w dalszym ciągu pochłania czekoladę. Skoro przeszczep go nie rusza to nie wiem czy coś innego da radę. Może jakaś zaślepiona kobieta?;P Niepokoi mnie, że jak wleją we mnie jego czeko-komórki macierzyste to pierwsze co, to będę chciała zjeść coś słodkiego;) Mam nadzieję, że one jednak są tylko odpowiedzialne za produkcję krwi. Słyszałam już różne wersje, że przeszczep smakuje jak słone mydło, pomidorówka lub płytki. Mój na pewno będzie smakował jak czekolada;] Jedno jest pewne, będę mieć najbardziej energetyczną krew ever made! I pamiętacie jak w "Było sobie życie" te komórki sobie szły, najpierw zahaczając o serce, płuca? Moje będą sprintem biegły do szpiku;) I tak myślę, że jeśli te jego czeko-komórki okażą się dobre, to mu coś kupię fajnego w podzięce. Ale czekolada za taki gest to chyba mało?;]