Leżymy, czekamy, nic się nie dzieje... Wokoło same złe newsy, już wątpię, że kogokolwiek tutaj mogą wyleczyć. Ali nie zadziałała chemia. Inna ma nawrót miesiąc po przeszczepie. A kolejnej odmówili leczenia, bo żadna chemia na nią nie działa... Pozostały jej tybetańskie zioła i energoterapeuta. Wkurwia mnie ta choroba, przez właśnie słabość i izolację. To, że jest to upośledzenie układu odpornościowego. Nie jakiś guz, który można wyciąć, albo inny złośliwiec, który daje przerzuty. I to, że musisz się cackać, uważać na wszystko. Nie wiem czy każdy zdaje sobie sprawę z tego, co to znaczy brak układu odpornościowego... To może tak w skrócie zaczynając od góry: usta mam popękane permanentnie, zajady są też, po jedzeniu zazwyczaj krwawią. Jak myję zęby krwawią dziąsła. Usta muszę płukać po każdym posiłku, jeśli w ogóle jem, bo np. nie chcę mi się rzygać, w przeciwnym razie na języku robi mi się nalot, który może się przekształcić w grzyba. Katar też mam, bo błony śluzowe szaleją. Oczy są po zapaleniu spojówek, ślepię trochę do dziś, wzrok też jest gorszy, ale to podobno wróci do normalności. Jestem przygłucha;] Skóra sypie się niesamowicie, oliwka dla dzieci nie daje rady, wchłania się w minutę, a potem znowu jak cerata. Jeśli wyskoczy jakaś krostka, skaleczysz się, oderwiesz sobie skórkę z paznokcia, nie zagoi się póki wyniki nie urosną... Nie wspomnę o siniakach, które są po prostu wszędzie. Ogólna bladość to raczej standard. A to co dzieje się w środku żadne pióro nie opisze;) nie ma miejsca, ani tyle papieru na świecie. Chcę być zdrowa i iść domu. A wy jakie macie problemy, życzenia hm? ___________________________________________________________________________________________