Nie umiem, nie chcę chyba umieć pocieszać innych w sytuacji, kiedy na jaw wychodzi , że mam się gorzej. ( mam się gorzej nie oznacza, że jest aż tak źle ze mną teraz - chodzi o przerzut). Czuję się jak morderca, kiedy informuje o tym fakcie. Widzę łzy w oczach wychowawczyni Młodej i mam wyrzuty sumienia. Pocieszam Ją, że przecież to można zatrzymać, że nie będzie tak źle, pokazuję, jak potrafię chodzić :> , a Ona ma łzy w oczach i szepce do mnie TYM szeptem , którego nie umiem przyjąć : tak mi przykro.Tak mi przykro. . Taki banalny zwrot, nie będący w stanie wyrazić całej gamy uczuć. To szukanie słowa jest kłopotliwe. I dla chorego (mówię tu o sobie), który nie wie do końca też, jak się zachować. Jeszcze nie wie. .Jeszcze!Głowolog przestrzegał mnie przed zbyt "zabawnym" i lekkim informowaniu innych o moim stanie.Czyli w dobrym tonie nie było stwierdzenie do kuzyna Męża na wieść o postępie choroby: wiesz, czas miejsca młodszym ustąpić.Lub: ach, to tak przed śmiercią bywa ha-ha (dot. pieczenia ciasta)lub: wyśpię się jak umrę (wybitnie tak śmieszne jak stare) , tudzież : będziemy spać we trójkę, ja Ty i mój rak .Nie mam pomysłu, co z tym zrobić.I nie wiem, czy chce ten pomysł mieć.Miłego łykendu!