Poszłabym na jakąś szaloną imprezę.Taką z dobrą , głośną, rockowo-popową muzyką.Taką, gdzie jestem razem z moimi przyjaciółmi, znajomymi i poznaję nieznajomych.Taką, gdzie jestem ubrana w wysokie obcasy i sukienkę mini. I mam smokie eye i burzę czarnych długich włosów, a ściany nie są przeze mnie podpierane, o nie!Taką, gdzie niekoniecznie spija się herbatę, tudzież melisę.Taką, gdzie panie w dresie i bez makijażu nie mają co robić. Taką, gdzie nie ma kanap i trzeba tylko tańczyć.Taką, gdzie spać się idzie nad ranem, a nie o dwudziestej drugiej.Taką, gdzie w drodze do łazienki spija się szampana, a nie niesie się papieru toaletowego.Taką, gdzie na dwór nie wychodzi się przewietrzyć/ochłodzić, tylko na papierosa. Taką, gdzie wzbudzam śmiech i radość, a nie litość i współczucie.*A tymczasem czeka mnie w poniedziałek "impreza" z Pamifosem.Taka, gdzie cierpliwie i z uśmiechem na twarzy "jestem przecież taka dzielna".Taka, gdzie po spożyciu nie wiem, czego mam się spodziewać.Taka, co pomagając po raz kolejny - na mojej twarzy buduje dziwny wyraz - rozczochranej, nieumalowanej, zapuchniętej, połamanej baby.Tyle, że z czarnymi włosami.Nie jestem już blondynką.Co z tego, gdy czerń tak pięknie kontrastuje z moim bladym licem.Przecież życie jest piękne..