Jestem. Miałam zaplanowane, co napiszę, ale niestety to nie przytulny salon w spokojnej części domu, tylko sam środek piekła, zwany oddziałem radioterapii. W tym fascynującym miejscu mam spory kawał tęczy, pełnej myśli Waszych, smsów, telefonów, komentarzy... Odwiedzin... Ech.Trafiając na smażalnie nie przewidziałam kierunku naświetlań , związanych z moim osobistym rakiem. Ponieważ zajął dolną część kręgosłupa (słynne L5) to zostaje urzekające miejsce do smażenia - miednica.Miednica jak wiemy mieści sie tam, gdzie sie mieści. I tyle. Miesiąc bez mycia , znowu nowe doświadczenie..:/Do naświetlania podchodzi się bez bielizny. Wyraziłam swój protest i bunt wczoraj, że jak to, ale że co, ja mam tu tyłkiem świecić? W życiu ani mi się śni.! (podejrzewam, że to wpływ gównej bohaterki "Przeminęło z wiadrem") Focha sczeliłam i prawie noga tupnęłam. Pan doktór pojednawczym tonem powiedział do mnie, żebym nie paczyła na niego jak na faceta. A jak mam paczeć?Uległam.Ale paliłam się jak ta lampa nade mną.Ciekawym socjologicznym zjawiskiem tutaj są pacjenci. Słyszę strzępy rozmów i chce mi się wyć.Pełna patologiczna licytacja nt kto ile choruje, na co, ile przerzutów. I tak karmią się tymi tekstami jak te hieny, patrząc na mnie ze złością i niedowierzaniem - przecież to niemożliwe, że ja też!Osoby obnoszące się ze swoją chorobą ciągną za sobą wieszak z kroplówkami spacerując po korytarzu podczas wlewu...Idę więc do siebie, zamykam drzwi, pani na łóżku obok już spi albo właśnie znowu śpi, tudzież drzemie - w zasadzie nieszkodliwe to jest, zwłaszcza, jak odwraca się do mnie dupą. Najpiękniejsze są wieczory. Pod oknem Chustka stoi i śpiewa mi kołysankę (aaa kotki dwa) pojawia sie jak dobry duch , wręcza mi torbę zakupówściska mocno i całuje głaszcząc mnie po włosach. A Jej prawa ręka - Panistarsza Ukochana siedzi obok mnie i uśmiecha się kojąco.Też z zakupami. Jutro ciag dalszy atrakcji. Moc ślijcie, bom słaba się jakoś robiem. Ściskanko!