nadzieja123, Wygrał

od 2011-05-17

ilość postów: 3

Ostatnie odpowiedzi na forum

Ziarnica złośliwa - zapraszam!!

13 lat temu
malutka - ja też dostawałam zastrzyki na wzmocnienie przed kolejnymi chemiami (konkretnie neupogen na podwyższenie leukocytów). Ja ,miałam to szczęście, że leczono mnie przez dziewięć miesięcy od listopada do lipca :) (jak kobieta w ciąży - moi znajomi się śmiali :)) Podobnie też jak ty potraktowałam tą chorobę jak każdą jedną (którą da się wyleczyć) pozytywne nastawienie czyni cuda :) Dawali mi 80 % szans na wyleczenie. Na początku pomyślałam a co jeśli znajdę się w tych 20% byłam przerażona perspektywą. Jak się jednak później przekonałam 80% to naprawdę duża i optymistyczna prognoza :) Dużo daje przebywanie z innymi ludźmi chorymi na raka (podtrzymywał mnie na duchu fakt, że mogło być nieciekawie a inni mają gorzej).

indira - prawda nie daję sobie "w kaszę dmuchać", jednak po leczeniu nie było ze mną kolorowo (chodzi o psychikę). Samoocena spada niewiarygodnie ciężko mi było przez dłuższy czas powrócić "do życia" codziennego. Wiesz jak się żyje: dom - szpital, szpital - dom czasem tylko na basen czy gdzieś na spacer sie można było wybrać nie miałam ochoty za często wychodzić (szczególnie w zimie).... ojjj odbiło mi się to na psychice ale dałam radę i wierzę w to, że każdy może sobie poradzić ze wszystkim nie ma takiego wyrażenia "nie dam rady" :) pzdr

Ziarnica złośliwa - zapraszam!!

13 lat temu
Jeśli chodzi o radioterapię to ja miałam dużo szczęścia - współczuję ci. Lekarze proponowali mi trzy warianty leczenia:
1. samą chemioterapię
2. Autuprzeszczap i chemioterapię
3. Chemioterapię i radioterapię
Jednak doszli do wniosku, że spróbują mnie wyleczyć samą chemią. I udało się po 2 cyklu zrobili mi kolejną tomografię i okazało się, że chemia zaczęła działać (to właśnie przy pierwszych cyklach jeśli "schodzi" najwięcej to oznacza, że chemia skutkuje)

Ziarnica złośliwa - zapraszam!!

13 lat temu
Miło, że się odezwałaś. Jeśli chodzi o podobieństwa to ja również miałam powiększony węzeł nad lewym obojczykiem (właśnie stamtąd pobrano do badania wycinek - na całe szczęście żadnej blizny nie ma :)) po RTG okazało się że węzły powiększyły się również w klatce piersiowej (cała masa zaciemnień w okolicach płuc - tylko mały prześwit), po pierwszej tomografii - wyszło przy okazji, że węzły zaatakowało również w okolicy przepony (to stąd problemy z oddychaniem - uciskało na przeponę). Jeśli chodzi o leczenie to dawali mi zamiennik żebym nie miała problemów z zajściem w ciążę (tj. zamiast ABVD to DBVD, zastosowano leczenie: Doxorubicyna 40 mg, Vinblastyna 10 mg, Dacarbazyna 600 mg, Blecomycyna 17 mg). Tak mi wówczas powiedziano - z resztą tak też mam na każdym z wypisów.A czy będę mogła zajść w ciążę to się okaże (narazie chce skończyć studia), ale myślę, że na przyszły rok. Jeśli chodzi o skutki uboczne to jedynie zanikające ślady na plecach (kiedy podawano mi 1 chemię dostałam świądu skóry - bardzo swędziały mnie głównie plecy no i oczywiście mądra Marta musiała się podrapać); zostały mi blizny jak po biczowaniu (na początku czerwone) a teraz wyglądają już blado podobnie do rozstępów, ale co najważniejsze znikają :) no i oczywiście włosy wypadały stopniowo ( co prawda w większej ilości niż u zdrowego człowieka). Podjęłam decyzję i ścięłam je na krótko. W połowie leczenia włosy zaczęły odrastać ciemniejsze niż miałam. Ale były tak brzydkie, że zgoliłam się sama maszynką na 5 mm :) wtedy ruszyły jak oszalałe :) hehe
Kiedy przyjeżdżałam do domu (zazwyczaj około 18:00) nic już w ten dzień nie jadłam (w ogóle w ten dzień nic nie jadłam nawet nie piłam bo wszystko i tak trafiało do muszli), mama przebierała mnie w piżamę- samej byłoby ciężko byłam całkowicie pozbawiona sił. Jak tylko mnie przebrała szłam spać. Opracowałam sobie pozycję do snu - na klęcząco :)) wtedy zmniejszały się mdłości. Najlepszym sposobem na codzienne zmagania z mdłościami to szklanka pepsi :)


P.S. jakie miałaś objawy choroby przed leczeniem???