Ostatnie odpowiedzi na forum
Wiesław Ty chyba nie rozumiesz!!!! Nikt nie chce czytać Twoich bzdur. Miej honor i odpuść , wynieś się gdzieś indziej, będziesz miał spokój. Napisałeś co miałeś i koniec. I nie obrażaj nas!!!!
Choroba grzybicza to nic w porównaniu z choroba psychiczna.
Dziewczyny nie obwiniacie się o jakieś niedopatrzenie. To bez sensu!!! Można się badać, robic cytologię, usg piersi tak jak pisze Izabela. Można robic jeszcze wiele innych badań, sprawdzać wątrobę, trzustkę itd a umrze się na guza mózgu. Kto robi tomografie głowy tak profilaktycznie? Nie da się sprawdzić wszystkiego, No nie da się. Oczywiście bagatelizowanie objawów to już inna sprawa, ale nasi rodzice są dorosłymi ludźmi i maja prawo o sobie decydować. Trzeba to uszanować. Moja mama tez nie chciała iść na kolonoskopię, miała objawy już 2 lata wcześniej, mówiłam jej, naciskałam ale ona mnie olała. Kilka lat temu moja babcia umarła na raka trzustki. Wiecie kiedy poszła do lekarza? 2tygodnie przed śmiercią. Nie chciała iść wcześniej mimo, ze prosiliśmy. Mi się wydaje, ze ludzie często wypierają chorobę, bo tak jest prościej.
I może to okropne co napisze, ale tak myśle właśnie. Każdy kiedyś musi odejść, musi się coś stać....niestety takie życie. Choc tez ńie umiem się z tym pogodzić.
Myśle, ze trzeba cieszyć się każdym darowanym dniem, brać z życia jak najwiecej, kochać, śmiać się razem, żyć trochę obok tej choroby. Bo ta choroba może trwać jeszcze kilka lat, szkoda marnować ten czas. I mieć w sercu wiarę w wyzdrowienie, by i oni uwierzyli.
Łatwo się pisze, wiem. Ale ja przechodzę przez ten sam horror. I muszę sobie to jakoś tłumaczyć, żeby nie zwariować.
Sierotko ja mam znów inne wiadomości co do badań. Pet najdokładniejszy, tak nam powiedzieli onkolodzy. Pokazuje najmńiejsze zmiany, których tomograf ani rezonans nie uchwyci. I masz racje, tych badań nie powtarza się zbyt często. Co 3 msc w pierwszym roku, tak jak piszesz i tak powinno być u taty Izabeli.
Ja wychodzę z takiego założenia: lekarz, choćby najlepszy nie jest Bogiem. Wiele razy spotykałam się ze sprzecznymi opiniami, sprzecznymi diagnozami. I w takich wypadkach gdy czuje, ze mi coś nie gra, gdy się boje, nie ufam wierze swojej intuicji....no może czasem poddaje się panice, ale myśle sobie, ze lepiej tak niż odwrotnie.
Izabela, musicie się zastanowić, to napewno. Na spokojnie. I podjąć decyzje czy czekacie czy jakoś to przyspieszacie.
Wiem, ze u Ciebie to zawiła sprawa. No ale wierze, ze będzie wszystko ok i lekarz jednak podjął dobra decyzje. Niech mąż Sierotki będzie dla Was przykładem, on tez nie wziął chemii i jest wszystko ok.
Moja mama cały czas jest w szpitalu. Leczenie całe to 6 tygodni, radioterapia cały czas i 2 cykle chemii 5 fluorouracyl czy coś takiego. Podobno to cholerstwo wrażliwe na takie leczenie. Przy takim zestawie nie było mowy o dojazdach, choć my z Gliwic. Trudno, walczymy tak jak kazali. I zniesiemy to, choć jej ciężko tam a mi tutaj.
Kochani, u Was tyle się dzieje....przeczytałam tylko ta stronę.
Izabela jestem wstrząśnięta, ze tak Wam ten termin przesunęli !!!!! W takiej sytuacji napewno tez naciskałbym na prywatna tomografie. Jeśli możecie nie czekajcie tak długo. A powiedz, nie jest możliwe by tata jednak był pod opieka jakiegoś ośrodka. Pisałaś o Gliwicach....przecież po takiej chorobie jednak powinny być kontrole co chwila, może mielibyście mniej stresu. Jeśli nie macie daleko do Gliwic to warto.
A ja nie odzywam się, bo jestem chora. Ten kaszel nie przechodzi, bardzo mnie meczy. Dostałam antybiotyk, to chyba jedyny sposób by się go pozbyć. Mama ma za sobą 10 radioterapii. Jeszcze 20 naświetlań zostało. Podobno cyrki zaczynaja się w połowie. Czekamy wiec. Mama słabnie, sypia w ciągu dnia, choć wcześniej się jej to nie zdarzało. Ale je, jak jej coś zasmakuje. Przed nią jeszcze 4 tygodnie leczenia, to plan minimum bez powikłań. Nie ukrywam, ze teraz zaczynam się bać.
Co do opieki na oddziale, mogło by być lepiej. Mogliby mieć więcej serca do tak ciężkich ludzi. A tu pielęgniarki trochę bezczelne, generalnie nie widać ich na oddziale, wśród pacjentów. Gdy byłam w ciąży z moim synkiem 1,5 miesiąca leżałam na patologii ciąży i pielęgniarki były z nami cały czas. Od nich dowiadywaliśmy się więcej rzeczy niż od lekarzy, były cudowanie, ciepłe, wesołe. Kochane. A w szpitalu onkologicznym taka obojętność, czasami chamstwo, tylko denerwowanie się pozostało. Taka nasza rzeczywistość. Polski syf. Nigdy tego nie pojmę.
Ale jeszcze trochę. Wytrzymamy. Oby tylko ona wyzdrowiała. Staram się nie tracić wiary, choć to takie ciężkie. Mama tez chyba wiary nie traci, wierzy, widzę to....bardzo mocno, ze będzie jednak ok.
Maryśka u nas bez zmian. Ja dalej kaszle, nie sypiam po nocach. Liczyłam, ze nie będę musiała odwiedzać lekarza. Ale jeśli nie przejdzie po weekendzie to się wybiorę.
A mama jako tako. Apetyt trochę lepszy, psychicznie gorzej. Bardzo jej ciężko. Wspieram ja jak mogę, ale to tak niewiele. Sama kiedyś długi czas leżałam w szpitalu. Myślałam, ze oszaleje. I wiem jak czeka się na swoich bliskich, jak się tęskni za domem.
Jeszcze mamy min 5 tygodni. Wiem, mogło być dłużej, ale to i tak ciężko.
Majo teraz doczytałam Twojego posta. To przykre co piszesz. Mam nadzieje, ze jakoś sobie lekarze z tym poradzą i maja dla Was jakieś rozwiązanie. Trzymaj się mocno.
Życzę Wam miłego weekendu, chwili wytchnienia, zapomnienia i pięknych momentów z bliskimi Wam ludźmi.
Klooosia jesteś wielka wiesz. W tak ciężkich chwilach myślisz jeszcze o nas. Masz racje, trzeba cieszyć się każdym dniem, bo jutra nie zna nikt. Mocno Cię ściskam i mam nadzieje ze u Ciebie dobrze, na tyle na ile może być.
Maryśka mama dalej ma problemy. Coś nie umie jeść, ma bóle brzucha( jelit?). Lekarze kazali odstawić mleko. To na śniadanie zupa mleczna odpada, a podają ja codziennie, na ibiad je tylko zupę, i jakaś sucha bułkę później bo nawet masłem nie może smarować.
Dieta nie najlepsza. Nutridrinki tez nie może pic. Mięsa nie chce bo jej śmierdzi. Trochę mnie to załamuje. Mój kaszel tak szybko nie przejdzie, wiecie jak to jest z kaszlem, potrafi się ciągnąć bardzo długo, a mama nie odżywia się jak należy. Zaczęła drętwiec jej noga.
Cieszę się, ze z Twoim zdrowiem jest dobrze. Niestety w życiu nigdy nie może być idealnie. Piszesz, ze choruje Twój mąż. Zawsze trzeba mieć nadzieje, ze choroba nie będzie szybko postępować, tak jak piszesz. Bo co innego można zrobić? I życzę Ci tego, żeby u Was właśnie tak było. Wiesz, jak moja mama była w domu po diagnozie przez 3 miesiące żyliśmy w miarę normalnie. Mieliśmy piękne święta, razem tańczyliśmy i się śmialiśmy. Nie zawsze było różowo, wiadomo, bo były tez chwile załamania, ale większość to jednak te dobre momenty. I tak polecam każdemu.
Mama wieczorem zgłosiła, ze wraca do formy. Apetyt jeszcze słabiutki ale mdłości mniejsze i już nawet trochę spaceruje po oddziale. Strasznie mnie to ucieszyło. Może jutro apetyt wróci i będzie już ok.
Majo nie chce nawet myślec jak wyglada człowiek po takim długim czasie leczenia. Moze to głupie i naiwne ale tak bardzo bym chciała, żeby mama wróciła w takim stanie jak poszła tylko bez tego guza. Wiem, ze tak nie będzie, ale tak mi się marzy. Trzymam mocno kciuki za wyniki Twojego taty. Oby już jutro były, bo to czekanie wykańcza.
Maryśka bardzo Ci dziękuje za wsparcie. Nawet nie wiesz jak mi to teraz potrzebne. Sama jestem na skraju wyczerpania nerwowego. Najpierw był stres by mama się nie pochorowała mieszkając u nas. Mam dwójkę dzieci A wiadomo jak z dziećmi wiecznie chore. Cudem jakimś się udało. Teraz gdy ona poszła pochorowalismy się wszyscy, ja kaszle jak cholera. Chyba dziś nie zmruże oczu tak mnie meczy. No i stres związany ze szpitalem, leczeniem. Ciagle czuje się jak we śnie. Tysiące razy przejeżdżałem koło instytutu ale nigdy nie myślałam, ze będę musiała tam chodzić do mamy.
Mamie dodaje otuchy ile tylko umiem i powtarzam, żeby dziękowała Bogu za chorobę w starszym wieku, gdy ma już odchowane dzieci. Maryśka nawet nie chce sobie wyobrażać jak było Ci ciężko chorować. Dziecko małe, jakie wtedy musza myśli przez głowę przechodzić? No ale teraz widzę, ze jest dobrze, bo Ty taka radosna na tym zdjęciu.
Maryśką chciałam jeszcze zapytać czy to ty na zdjęciu? Jeśli tak, to jestem zachwycona, jaka cudna uśmiechnięta kobieta.
Maryśka mam nadzieje, ze wróci jej apetyt i lepsze samopoczucie. Pewnie jest tak jak piszesz, psychika siada przez to, ze zle się czuje. Każdego dnia modlę się, żeby dała radę i wytrwała to leczenie i bardzo, ale to bardzo liczę na to, ze się uda. Tak mi jej żal, najgorsze to ze nie umiem pomoc. I to dobija tez mnie. Dziś dalej słaby dzień, apetytu brak ale mama zmusiła się i troszkę zjadła śniadania. Boje się, ze osłabnie bardzo już i tak po tygodniu leżenia tam wyglada marnie. A czeka ja jeszcze pare tygodni.
Moja mama w niedziele skończyła chemię. I bardzo złe się czuje, nie umie wstać z łóżka, taka jest słaba. Chciała się rano dziś umyć i prawie zemdlała pod prysznicem. Nie chce jeść. Lekarka powiedziała by nie jadła, ma tylko pic. Strasznie mnie jej samopoczucie martwi. I to, ze się załamuje. Szła z nadzieja na leczenie, a teraz widzi ze jest ciężko. Płacze, chce do domu. Chyba coraz bardziej uświadamia sobie w jakie miejsce trafiła. Wokół ciezko chorzy ludzie. Niby wiedziała, wiadomo....ale mam takie wrażenie ze teraz to do niej dociera z podwójna siła. Kiedy to złe samopoczucie po chemii minie???? Boje się, ze apetyt nie wróci.