Ostatnie odpowiedzi na forum
Sierotko napisałam na prv.Dwoch niezależnych onkologów z różnych ośrodków wypowiedziało się na temat tego leczenia i taka drogę wskazywali przy tym nowotworze. Wyjścia nie było. Za to mówili o dużych szansach. Trzymam się tego kurczowo jak ostatniej deski ratunku, staram nie zapominać w chwilach załamania i ciagle powtarzam to mamie.
Izabela cieszę się bardzo, ze u Was wyniki w normie.
Ja nie mam dobrych wieści, codziennie staram się coś napisać ale to kasuje. Mama jest po drugiej chemii. Fatalnie to zniosła. Jest słaba, leży tylko w łóżku, nic nie je, męczą ja biegunki, cały czas dostaje kroplówki na wzmocnienie i ma wstrzymana na tydzień radioterapię. Lekarka powiedziała, ze to wielki szok dla organizmu ta chemia i radioterapia i trzeba chwile odpocząć. Mama wpada w depresje, miała już wizje wyjścia do domu a tu nic z tego. Nie mówię już nic o ranie jaka ma po radioterapii i o cierpieniu jakie musi znosić. Za dużo tego wszystkiego. Nie mogę już na to patrzeć. Wracam stamtąd z płaczem. Mama już nie jest blada, zrobiła się jakaś taka szara. Gdyby tylko była pewność, ze to pomoże to wszystko się zniesie a tutaj wielka niewiadoma.
Gdy wybiegam w przyszłości nie wiem jak będzie wyglądał jej powrót do domu, ona jest taka słaba. I jak sobie poradzimy z rana, która przecież jeszcze się powiększy bo zostało 6 naświetlań. Boje się.
Klooosiu mama chyba psychicznie nie najgorzej, takie przynajmniej sprawia wrażenie. Nie wiem jak się zachowuje gdy jest sama. Wiem jednak, ze tez już myśli o efekcie leczenia i bardzo się boi. Tak bym chciała by to się udało, by jej cierpienie nie poszło na marne.
Szpitala mamy obie już serdecznie dosyć. Dziś np. wymyślili, ze walizki musza być zaniesiony do szatni, (która jest na parterze )bo będzie kontrola z sanepidu. I taki chory człowiek ma nagle na pare tygodni swojego życia zmieścić się w szpitalnej szafce, mieć tam ubrania, kosmetyki, swój talerzyk, książkę, wodę, ręcznik inne niezbędne rzeczy. No naprawdę trzeba mieć niezły tupet by tego wymagać od ludzi, przyjeżdżających do szpitala z różnych części kraju. Mama swoją walizkę dała na balkon w pokoju obok. I teraz taka osłabiona po chemii i po radioterapii , blada i słaniającą się na nogach będzie wychodzić po potrzebne rzeczy na balkon. Dziś 5stopni. Szlag mnie trafia. Zabronilam jej tam wychodzić, przyjadę tam popołudniu to dam jej ubrania na zmianę i co będzie potrzebować. Ja naprawdę rozumiem ze musi być czysto w szpitalu, ale na litość szpital jest dla ludzi a nie ludzie dla szpitala.
Niech to już się skończy.....
U nas znów był intensywny tydzień. W czwartek zbadali mamie krew przed chemia. Wyniki ok wiec drugi cykl i ostatni wlewają właśnie w jej żyły. Dziś idzie ostatnia kroplówka. I zostało jeszcze 8 naświetlań. Zawoze mamie zupy krem, zmiksowane z mięskiem i pięknie zjada całe wielkie michy ku mojej uciesze. Zbliżamy się powolutku do końca leczenia. I zaczynaja mnie nachodzić myśli co będzie dalej. Czy to leczenie przyniesie oczekiwany efekt? Codziennie modlę się o to aby to draństwo zniknęło i pozwoliło nam wrócić do normalnego życia. Dławi mnie w piersi ze strachu, szczerze nienawidzę tego szpitala, zapachu jaki jest na oddziale. Chce mamę już stamtąd zabrać do domu i zapomnieć.
Majo trzymam kciuki za to by się udało ! To dobre informacje, ze jest szansa na leczenie. Kiedy będziecie coś więcej wiedzieć?
Kornel w tej chorobie trzeba żyć dniem dzisiejszym, zbytnio nie wybiegać w przyszłość a problemy rozwiązywać na bieżąco, bo scenariusze mogą być różne. Niech tata je to na co ma ochotę, poprostu. W miarę zdrowo. No wiadomo nie czipsy i cola hehe. Wzmacniajcie go przed chemia, bo podczas brania może być różnie z apetytem.
Za rada dziewczyn zawożę mamie do szpitala zupy krem, miksuje mięsko, warzywka, No wszystko co tam jest i wiecie co? Mama zjada całe michy zupy ze smakiem. Nie chciała wogole jeść mięsa, miała problem z przeżuciem i połknięciem. Jeden kamień spadł mi z serca.
Ale moje serce to jeden wielki ból. Mama, która ewidentne cierpi, nie może usiąść na pupie tak ja boli i chudnie!!! Blada jest, słaba, zmęczona. Do tego cierpienie jej szpitalnych koleżanek. Wśród nich kobieta po 40, z przerzutami, nie mająca siły na walkę. Wczoraj nie umiałam wyjść z ich pokoju, tak bardzo zagłębiłam się w rozmowę. Nie wiem jak wrócić do normalnego życia po tym co usłyszałam. Czy wogole istnieje normalne życie? Czy zdrowie nie jest tylko złudzeniem?
Kasia32 w Twojej sytuacji szybko szukałabym kontaktu z lekarzem. Nie masz nr telefonu do lekarza , który opiekował się mama? Jeśli nie dzwonilabym na oddział szpitala a nawet bym tam pojechała i próbowała rozmawiać w sprawie mamy z lekarzem. Nawet bez umówionej wizyty. Bo coś jest mocno nie tak.
Izabela to dobrze, ze Twój tata jest samodzielny. Wogole podziwiam ludzi, którzy dzielnie sami stawiają czoło chorobie. No ale masz racje, póki nic poważnego się nie dzieje nie ma co wkraczać. I mam nadzieje, ze tak u was zostanie. A co postanowiliście z tym tomografem?
I wiesz, chyba spróbuje zupy krem właśnie. Może lepiej jej to będzie jeść.
Klooosia nawet mi nie pisz o chemii. Niby taka niepozorna kroplówka, a tak wykańcza. Podobno moja mama dostała najsłabsza, tak słyszałam, choć nie znam się na tym. Ale po tej kroplowce ledwo żyła. Naświetlania tez osłabiają, No i to poparzenie, jeszcze na dodatek w tamtym miejscu nie jest fajne. Jutro jest 15 radioterapia, to już połowa. Zaczynamy odliczać w dół. Wiem, ze z dnia na dzień będzie gorzej, przykro mi na to patrzeć, ale co mam robic. Towarzyszenie w chorobie jest straszne, niemoc wykańcza. Jedynie wiara trzyma na duchu. Bo naprawdę wierze, ze ona wyzdrowieje. Nie biorę innej opcji pod uwagę.
Klooosia rozumiem, ze teściowa wyszła z choroby?
MonPor widziałam Twój wątek i czuje jaka jesteś przerażona. Chciałam Ci napocieszenie napisać moja historie, bo wiem jak w panice szuka się dobrych informacji na necie. 3 lata temu miałam identyczny wynik jak Twój. Ascus, tez napisali ze stan zapalny, komórki nieokreślone itd. Panika, płacz, przekopałam wszystkie możliwe fora. Chodziłam do jednego z lepszych ginekologów w moim mieście. Kazał czekać pół roku, zrobił wymaz, dał leczenie celowane!!! Pół roku czekania dlatego, ze te komórki się złuszczają i na ich miejsce tworzą się nowe. Stad nie zalecał wcześniejszej cytologii. Boże, co ja wtedy przeżyłam!!! Doczekałam 5 miesięcy, więcej na dałam rady i cytologia w następnym badaniu wyszła ok. Tego Ci z całego serca życzę.
Bądź dobrej myśli, gdyby to był rak zaawansowany to już byś wiedziała.
Oczywiście to tylko moja historia, ale mam nadzieje, ze u Ciebie będzie podobnie. Taki wynik poprostu jeszcze nie oznacza niczego złego.
Przepraszam, ze tak się wtrącam Wam dziewczyny, jestem z innego wątku, ale chciałam tylko koleżankę pocieszyć.
Mocno trzymam za Was kciuki.
Izabela a chciałam zapytać czy chodzisz z tata do lekarza? Albo ktoś bliski? Bo może wtedy podczas wizyty powiedzieć, może tata ma opory, trochę wypiera chorobę. Może osoba towarzysząca musi go wesprzeć w rozmowie z lekarzem. Ja na wizytach byłam z mama. I bardzo dobrze, bo mama wiele rzeczy przekręciła. Myśle, ze przez nerwy nie zrozumiała jak trzeba.
A wiecie, ze ja nie chciałabym wiedzieć! Nawet nie chciałabym wiedzieć ze jestem chora! Chciałabym żyć tak jak dotychczas na ile długo to możliwe. Wiem, ze to nierealne bo badam się i mogą różne problemy się pojawić. No ale oby jak najpóźniej.
A moja mama dziś koszmarnie. Spała pół dnia, nie ma apetytu, słabnie. Przywiozłam jej obiad to podziubala jak ptaszek. Ale chętnie zjadła zupę mleczna. Zawiozłam jej mleko bez laktozy w termosie. Wiecie, ze podczas radioterapii nie powinno się jeść mleka i jego przetworów. Pojawia się wtedy okresowa nietolerancja laktozy. Może komuś nowemu przyda się ta informacja. Myśmy trochę w to nie wierzyli, aż do pierwszej biegunki i strasznych bólów brzucha po mleku. Ale można dostać jogurt bez laktozy, sery żółte, białe, mleko.
Izabela spróbuj na ile możesz, a już napewno nie obwiniaj się za nic. Będzie dobrze, zobaczysz.
Wiesz, ja staram się nie myślec o tym co będzie dalej. Uczę się żyć chwila obecna. Martwię się jak mama przechodzi leczenie, a przecież wiem, ze po leczeniu będą badania i dopiero zobaczymy czy się udało. Oj, stres będzie. Ale nie myśle teraz o tym. Liczy się tu i teraz. To, ze gadamy pół dnia przez telefon. To, ze do niej pojadę i spojrze w jej oczy.
To trudna choroba, ale masę ludzi z niej wychodzi, wielu tez leczy się latami i tak ciągną.
Kochani, miłego weekendu. Odpocznijcie od problemów. Odetchnijcie głęboko. Jeśli u was tak mocno nie wieje wybierzcie się na dluuuugi spacer.