Ostatnie odpowiedzi na forum
Panikota niech mama się pozytywnie nastraja, odżywia się bo przed Wami ciężkie dni. Ale wszystko jest do pokonania i życzę by się udało pokonać chorobę.
Niestety rak to nie grypa, leczenie jest długie. To wszystko może zmęczyć i wykończyć, Dlatego cieszcie się dobrym nastrojem bo z tym w trakcie leczenia bywa różnie.
A Kaski to fajne dziewczyny!
Panikota dobrze, ze trzymacie się pozytywnych opinii. Tak trzeba. Mam nadzieje, ze mama nie załamuje się przez stomie. Wiem, ze na początku może wydawać się to ciężkie ale w szpitalu widziałam wiele osób, które z tym żyją i się przyzwyczaiły. Da się to opanowywać a przecież najważniejsze jest życie, by mama z Wami była.
Kasiulek witaj. A macie wynik hist pat tego guza? Cóż, byliście u profesora, widział wyniki wiec pewnie zna się lepiej niż my tutaj,...
Jesteście przed chemia, wiec powinniście wzmacniać tatę jak najlepiej się da, Dieta wysokobiałkowa, można się wspomóc nutridrinkami. Tata poprostu musi jeść, bo gdy dostanie chemię to jeść mu się odechce i dopiero schudnie. Jedzenie w tej chorobie trzeba traktować jak lekarstwo, organizm niedożywiony nie ma sił do walki z choroba. Może to trzeba tacie wytłumaczyć. Ja w momentach największego spadku apetytu wciskam mamie zupy krem zmiksowane z mięsem. Robiłam tez dużo kaszy marnej z musem jabłkowym, budynie z kaszy jaglanej,. Takie papy szybko i łatwo przełykała i tak się jedzeniem nie męczyła.
Moja mama oś wczoraj nie ma gorączki!!!!
Majo masz racje co do chemii. Tak samo myśle.
Ale zapytaj przy okazji wizyty, to nie zaszkodzi a może rozwieje wątpliwości. Żeby później nie żałować, ze się coś wiedziało i nic z tym nie zrobiło.
Z tym jedzeniem to nie wiem jak pomoc. U mnie podobna sytuacja. Mama płacze, nie chce już się leczyć, dziś prawie wykrzyczała mi ze chce umrzeć. Przywiozłam jej zupę i ona zjadła 5 łyżek i koniec. Tłumaczyłam, ale jest mi tak samo ciężko. Ona dalej gorączkuje.
Cały czas mówię mamie, ze musi jeść bo odżywiony organizm ma więcej sił do walki z choroba. Ale jak grochem o ścianę.
Nie wiem, może zle robię, ze ja tak namawiam. Ale ona zawsze była ostatnia w kolejce do jedzenia, zawsze drobna teraz jeszcze schudła to już wogole. Boje się, ze schudnie bardziej a przytyć wcale nie jest tak łatwo.
Izabela pewnie tata kojarzy, ze spadek wagi w tej chorobie jest zły wiec się boi. Tego strachu chyba nie da się oswoić ani do niego przyzwyczaić a żyć z tym ciężko. Czasem myśle sobie o tym co przeżywamy my, towarzysze tej niedoli. A co przezywają oni????
U mojej mamy wczoraj był kolejny dzień gorączki. Dołożyli kolejny antybiotyk. Tak nas pani doktor lekceważąco przyjęła w szpitalu, a teraz nie umia mamę do pionu postawić.
Jak niestety nie pomogę, pierwsze słyszę o takiej chemii.
Kiedy macie wizytę u onkologa?
Może postaraj się ja przyspieszyć.
Wtedy dopytasz, coś podsuniesz i zobaczysz co Ci powiedzą.
Dla mnie chemioterapia radykalna tylko w nazwie daje większe szanse niż paliatywna.
Próbuje właśnie trochę odpocząć. Ale nie umiem. Serce wali mi jak oszalałe, głowa pęka. Dobrze, ze choć dziś przesłało padać i wychodzi słonko. Czekam na koleżankę i idziemy pochodzić z kijkami w pola. Może ruch mnie trochę odstresuje. Wam tez kochani moi życzę miłego weekendu i slonka na niebie.
Dziś pani dr zdecydowała o podaniu antybiotyku dożylnie!!!Kolejna noc była fatalna, mama gorączkowala i wymiotowała.
A dwa dni temu już ja chciała do domu odesłać.
Mama zostaje tam na dlugi weekend, ale mi kamień z serca spadł, bo w domu byłby stres. Oby tylko pomogło.
Klooosiu super, ze napisałaś. Ja tez uważam na podstawie tego co zobaczyłam w szpitalu, ze rak to może być choroba przewlekła. Ludzie z tym żyją długie lata, podleczaja się i dalej żyją. Ile ja tam takich właśnie kobiet poznałam, jakie one wszystkie piękne i dzielne. Te zaprawione w boju już bez żadnych oporów opowiadały o chorobie, pokazywały swoje ciała. One się poprostu tego ńie wstydziły, nauczyły się z tym żyć.
I ja się tych dobrych historii czepiłam jak rzep. Wy tez tak róbcie
Panikota ja wprawdzie tez nie mam takiego doświadczenia, ale na oddziale podczas leczenia mamy była pani w podobnej sytuacji. Przerzuty na wątrobie dużo się zmniejszyły po podaniu chemii. Ta pani leczyła się już 3 lata. Szczegółów więcej nie znam, bo nie dopytywałam tak bardzo. Ale myśle, ze to jeszcze nic straconego.
W środę rozmawiałam z 44 letnia kobietka ze szpitala, która tez walczy z przerzutami na wątrobie i nie tylko. Bardzo pozytywnie nastawiona osóbka. Dostaje chemię paliatywna, ale powiedziała mi ze tak można jeszcze żyć długie lata i to ze paliatywna wcale nie oznacza ze to już musi być koniec. To są jej słowa. Tak sobie myśle, ze wszystko w rękach Boga. Trzeba zawsze mięc nadzieje. Czasem to co wydaje się beznadziejne wcale takie nie jest i na odwrót.
Aniaem najważniejsza jest wiara, ze będzie dobrze. Lekarze coś chcą robic w sprawie Twojego taty, czyli nie położyli na nim kreski. Nikt niestety nigdy nie wie w jaka stronę pójdzie choroba. Ale widzę, ze jak człowiek ma chęć i wole życia to i szanse ma większe niż Ci co się poddają. Nie można myślec od razu o śmierci. Wiadomo każdy umrze, na to nie mamy wpływu i czasami taki los trzeba przyjąć z pokora ale dopóki życie trwa trzeba to życie celebrować, jakkolwiek trudne by ono nie było.
Łukasz bardzo się cieszę z dobrych wiadomości. Jesteś tu rodzynkiem i jako jedyny ostatnio piszesz coś pozytywnego!! Ale super, naprawdę.
Dziś pani dr zmieniła ton do mamy. Chyba widzi, ze mama nie oszukuje po nocnych goraczkach. Chcą zrobić jakieś badanie kalu i dostała już antybiotyk. Konsultowałam to z innym onkologiem, mama może mieć infekcje w odczynie popromiennym i antybiotyk jak najbardziej wskazany.
Nie mam sił do walki z lekarzami!!!! Choć takie złe traktowanie pacjenta nie mieści mi się zwyczajnie w głowie. Nie wiem gdzie trzeba mieć sumienie by potem wyjść z pracy i wesolutko zyc wiedząc ze tak się traktuje tych biednych chorych ludzi. Gdybyście widzieli moja mamę, chudziutka, zmarnowana, taka biedna, taka chora.....Tyle się zmieniło w naszym życiu, czasem myśle ze już nigdy nic nie wróci do normalności.
Aniaem najważniejsza jest wiara, ze będzie dobrze. Lekarze coś chcą robic w sprawie Twojego taty, czyli nie położyli na nim kreski. Nikt niestety nigdy nie wie w jaka stronę pójdzie choroba. Ale widzę, ze jak człowiek ma chęć i wole życia to i szanse ma większe niż Ci co się poddają. Nie można myślec od razu o śmierci. Wiadomo każdy umrze, na to nie mamy wpływu i czasami taki los trzeba przyjąć z pokora ale dopóki życie trwa trzeba to życie celebrować, jakkolwiek trudne by ono nie było.
Łukasz bardzo się cieszę z dobrych wiadomości. Jesteś tu rodzynkiem i jako jedyny ostatnio piszesz coś pozytywnego!! Ale super, naprawdę.
Dziś pani dr zmieniła ton do mamy. Chyba widzi, ze mama nie oszukuje po nocnych goraczkach. Chcą zrobić jakieś badanie kalu i dostała już antybiotyk. Konsultowałam to z innym onkologiem, mama może mieć infekcje w odczynie popromiennym i antybiotyk jak najbardziej wskazany.
Nie mam sił do walki z lekarzami!!!! Choć takie złe traktowanie pacjenta nie mieści mi się zwyczajnie w głowie. Nie wiem gdzie trzeba mieć sumienie by potem wyjść z pracy i wesolutko zyc wiedząc ze tak się traktuje tych biednych chorych ludzi. Gdybyście widzieli moja mamę, chudziutka, zmarnowana, taka biedna, taka chora.....Tyle się zmieniło w naszym życiu, czasem myśle ze już nigdy nic nie wróci do normalności.