Ostatnie odpowiedzi na forum
Klooosia brak mi słów naprawdę. Nawet nie wiem co bym zrobiła w takiej sytuacji. Tu człowiek się cieszy, ze pozbyl się tego gowna, a za rogiem czeka kolejny cios. I jak tu mieć nadzieje?
Janka26 mnie tez zaskoczyło to co wczoraj usłyszałam. Ale lekarka powiedziała mi, ze raka płaskonabłonkowego tak się właśnie leczy. Gdyby to był gruczolakorak (czy coś takiego) to operacja. Ale rak plaskonablonkowy, który jest rzadki w tej lokalizacji tylko radiochemia. Mówili tez o możliwości zachowania narządu i wogole mówili optymistycznie. Choć dziś doszukuje się już drugiego dna. Wiem jak nieprzewidywalna jest ta choroba i jak wiele rzeczy jeszcze się może zdarzyć. Jak wiele rzeczy może się zmienić. Boże, jak ja się boje....tylko Wy wiecie jak bardzo. Najchętniej zapadłabym się pod ziemie.
Klooosia straszne jest to co piszesz. Podobna sytuacja miała miejsce z moim dziadkiem. Miał raka płuc, chcieli go zoperować ale jak otworzyli tak zamknęli. Były przerzuty. Ale to było 30 lat temu!!!!!!Przez ten czas metody diagnostyczne poszły tak do przodu, ze aż mi się wierzyć nie chce ze tego nikt nie zauważył. Niestety nikt z lekarzy do błędu się nie przyzna, a każdy broni kolegę po fachu.
Nie wiem co Ci napisać. Chyba to, ze mam nadzieje ze jednak nie jest tak zle jak teraz może Ci się wydawać i jakoś lekarze poradzą sobie z ta sytuacja. Mocno w to wierze i jestem z Tobą i Twoim tata.
Kiedy tata miał operacje? Wie już?
Witam po dłuższej przerwie.
W tym czasie zdołaliśmy się przeprowadzić i ulokować w nowym miejscu. I trochę odreagować.
Wczoraj mama miała pierwsza wizytę w IO. Powiedzieli jej, ze musi przejść radiochemioterapie i na to musi się na 6 tygodni położyć do szpitala. Termin ma na 30 stycznia. Wcześniej odbędzie się konsylium, przygotowanie maski na radio i badnie pet. Pani dr radioterapeuta powiedziała ze jeśli nie będzie przerzutów to jest wielka szansa na wyleczenie. I ze tego raka, który ma mama nie leczy się operacyjnie bo to nie przynosi dobrych efektów tylko właśnie radiochemioterapia. No i jest wielka szansa na zachowanie narządu. Wlała wiele nadziei w nasze serca. Drze tylko o badanie pet. Oby było dobrze.
Każdego dnia się o to modlę, przeraża mnie tak długie czekanie. Ale pani dr powiedziała ze tyle trwa przygotowanie pacjenta do tego wszystkiego. I te 6 tygodni bez mamy....teraz mieszkamy razem. Nie wiem jak sobie poradzę
Kloosiu czytam co piszesz i nie wierze? Mam jednak nadzieje, ze nie jest tak zle jak wyglada. Ale czytałam, ze nawet jeśli pojawia się niewielkie przerzuty to jest szansa na wyleczenie. Nie pozwólcie odebrać sobie nadziei i walczcie, bądźcie z tata, wspierajcie się nawzajem. Jak to możliwe, ze nikt nie zobaczył zmian na wątrobie w badaniach? Nie pojmuje tego!!!!!
Moja psychika nastawiła się na tu i teraz. Tak żyje właśnie z ta choroba. Nie pozwalam nikomu nic planować, każe wszystkim cieszyć się dniem dzisiejszym. Staram się nie martwić by nie tracić czasu na życie z mama. Tak naprawdę nikt nie wie ile tego czasu nam zostało. Pisze nam, bo przecież nikt nie wie, nie tylko chorzy....
Ale wam zazdroszczę, ze u was tak dużo się dzieje. U nas na razie czekanie na pierwsza wizytę. Umówiłam mamę na 13 grudnia. Wynik hist pat już mamy, niestety cud się nie zdarzył. Nowotwór jest złośliwy. Dziś umówiłam się na priv wizyte do onkologa, mam nadzieje ze pomoże mi się odnaleźć w tej ciężkiej sytuacji. Sa lepsze i gorsze dni, ale niestety przeważają te cięższe, choć staramy się trzymać.
Jestem ciekawa ile czeka się na konsylium lekarskie? Proszę, jak ktoś leczy się w Gliwicach - jak to wyglada? Jakie procedury tu obowiązują na początku
?
Klooosia tak mi przykro, ze u was tak to fatalnie wyglada. Ile czasu Twój tata się już leczy? Przepraszam, może pisałaś niedawno ale nie jestem w stanie tego czytać wstecz. Tak odnoszę wrażenie, ze dopiero zaczynacie swoją walkę o zdrowie, choć pewnie się mylę.
Staram się przygotować na to wszystko, ale chyba się nie da. Jestem strasznie nie odporna na takie sytuacje i jestem w takim stresie, ze nie wiem jak będę walczyła. Na razie mój stan jest taki, ze zamiast walczyć stanę na środku i zacznę płakać. Jak gdzieś zobaczycie rycząca czterdziestke to będę ja.
Ciagle nie wierze, ze to się dzieje. Mam nadzieje, ze obudzę się z tego koszmarnego snu.
Ale już tyle czasu się nie budzę. Mieliśmy w miarę normalne życie, a teraz wszystko się wali. Jedna chwila tak wiele zmienia.
Sierotka ale czy lekarz rodzinny wypisze mi ta kartę bez żadnych dokumentów? Chodzi mi o wypis ze szpitala, jeszcze go nie mam, dopiero w przyszłym tygodniu będę miała. Bo jeśli potrzebne to polecę oczywiście. Mama jest potrzeba do wypisania tej karty? Bo najlepiej mi iść samej,a nie ciągać jej do przychodni pełnej infekcji.
Ja dalej jestem załamana, chodzę i popłakuje po katach, żeby mama nie widziała ani nie słyszała. Nie mogę się z tym pogodzić i wciąż nie wierze w to co się dzieje. A moje dzieci chyba coś czuja. 3 latek nie odstępuje babci na krok, cały dzień z babcia, z jednej strony fajnie bo mogę coś zrobić ale ona nie ma kiedy odpocząć ani pomyśleć (to akurat dobrze). Mały nie jest zainteresowany by się pobawić, gada z babcia już drugi dzień.
Wy wiecie najlepiej jaki to stres, ja teraz rozumiem was. I z każdym cierpiącym jestem całym sercem.
Kloosia moja mama była diagnozowana w szpitalu. Wiem, ze oni maja obowiązek taka kartę wystawić. Niestety nic do ręki nie dostałam. Nie wiem czy u nas by to cokolwiek zmieniło. Wynik tomografii był od razu, na histpat trzeba niestety czekać około 2 tygodni. Potem skierowanie na onkologię i tyle. Ordynator w szpitalu niestety mało kontaktowy, nic nie można się zapytać, ledwo co dowiedziałam się o stan mamy. Oj ciężko mi było. Człowiek w środku wściekły, ale się nie odzywa bo się boi. Nie tak to jednak powinno wyglądać. Nie wiem czy wy macie podobne odczucia co do służby zdrowia. Mam nadzieje, ze jednak nie....mi tez wiele razy zdarzało się być w szpitalu ale z takim chamstwem jak teraz się nie spotkałam i to teraz gdy jestem w tak ciężkiej sytuacji.....ach, szkoda słów.
Izabela cieszę się z dobrych wyników. Będzie dobrze, zobaczysz.
Izabela mam nadzieje, ze odpowiednio badają mamę. Konsultowałam z onkologiem i mi powiedziała babka, ze prawidłowa diagnostyka i aż jest zaskoczona, bo często nie zlecają wszystkich badań. Mama miała rtg płuc, rektoskopię z pobraniem wycinków i tomograf j.brzusznej i miednicy. Badania krwi to wiadomo. I każą czekać na wynik hp. Wynik za dwa tygodnie powinien już być i dalej idziemy do gliwickiego instytutu. Co nas dalej czeka nie wiem, bardzo się boje. Ale teraz staram się o tym nie myśleć by nie zwariować. Na razie żyje chwila, mama w domu, staram się by miała się jak najlepiej, by dobrze jadła i się uśmiechała. I tak pchamy nasz wózek.
Avietta jestem z wami myślami. Nadzieja umiera ostatnia pamiętaj o tym. Może lekarze coś jednak zaradza. A może jest tak jak pisze Łukasz. Nie wolno się poddawać.
Moja mama jest już w domu. W szpitalu pobrali wycinki, zrobili rentgena i tomograf. Mamy czekać na wyniki ale jest tak jak piszecie tzn.czeka mamę radioterapia. Dopiero potem operacja.
Chciałam wam tylko napisać coś co dowiedziałam się od znajomego onkologa a co dotyczy żywienia osób w takiej sytuacji jak moja mama. Jesteśmy przed leczeniem. Lekarka kazała by mama jadła wszystko to na co ma ochotę, tylko nie smażone. Wręcz kazała by jadła, żeby organizm miał sile na wyczerpujące leczenie. Wiem, ze dużo tez zależy od stanu psychicznego chorego i wiele osób w takiej sytuacji nie może myśleć o jedzeniu ale trzeba. Co 2 lub3 dni dawać nutridrinki. No i spacery. Chora osoba musi iść na spacer, w miarę możliwości, pomalutku do godziny dziennie na dworze. Przed operacja szczególnie ważne by organizm był wydolny krążeniowo, wtedy szybciej się dochodzi do siebie. I żadnych witamin z apteki.
My zaczynamy nasza walkę z rakiem. Nie wierze, ze to pisze. Ciagle mam nadzieje, ze obudzę się z tego koszmaru.
Dziękuje wam za wsparcie. Teraz mam chwile oddechu, mama w domu. Jejku jak ja się cieszę. A moje dzieci cały dzień siedzą przy niej. Mama nie ma czasu odpocząć. A ja słucham jak się śmieje z dzieciakami, wymyśla im różne gry, żyje chwila. Nie damy jej się załamać.