Ostatnie odpowiedzi na forum
Klooosiu powrót mamy do pracy to najlepsze co możecie zrobić. 10 lat temu zmarło mi dzieciątko. I powrót do pracy, do ludzi uratował mnie. Boże, myślałam ze umrę razem z nim, tak bardzo wtedy tego chciałam. Ale się pozbierałam jakoś. Także trzeba wychodzić do ludzi i tyle. Szukać tych życzliwych i lgnąć do nich z całych sił. Mama się pozbiera, zobaczysz. Ja wtedy otoczyłam się samymi dobrymi duszami i bardzo mi to pomogło. Koleżanki z pracy jeździły ze mną na cmentarz ale również wyciągały mnie do kina itp. Dzięki nim jestem tu teraz.
A my zaczynamy wielkie odliczanie. Za dwa tygodnie mama powinna być w szpitalu. Mam nadzieje, ze nic się nie wydarzy co opóźni przyjęcie na oddział. Niech ona już idzie, niech się leczy. W piątek powtórka badania pet. Ostatnie z przyczyn technicznych się nie odbyło. Mój syn ma ferie, wiec i dla mnie teraz trochę więcej luzu, a jak wiadomo wszystko co dobre szybko się konczy. Czekam ze strachem ale i z nadzieja.
Izabela to rzeczywiście macie zagmatwana sytuacje. Caly czas trzeba trzymać rękę na pulsie czy to cholerstwo się nie wraca. Myśle, ze dobrze robicie ze tata będzie pod opieka państwowego szpitala. Z własnego niewielkiego doświadczenia mogę ci napisać, ze ja jestem bardzo zadowolona z opieki nad mama. Tak bardzo się bałam iść do tego szpitala, wiadomo jacy sa lekarze na NFZ. Ale tam jest naprawdę ok. No oprócz tego koszmarnego czasu oczekiwania na wizytę pod gabinetem. Ale jak już wejdziesz to dowiesz się wszystkiego. Są kompetentni i co dla mnie tez ważne uprzejmi ( pisze o Gliwicach).
Odniosę się jeszcze do tego co pisze Sierotka. Każdy przypadek jest inny, każdy rak jest inny, trzeba wiedzy i doświadczenia by moc się o tym wypowiadać. U nas miała być rozległa operacja zakończona stomią. I to mówił ordynator chirurgii, to tez mówił onkolog na pryv wizycie. Nic takiego nie będzie miało miejsca. Raka płaskonabłonkowego, bo takiego ma moja mama się nie operuje, nie przynosi to pożądanych rezultatów, tego się dowiedziałam po wizycie w IO. I również, tego ze zwykli chirurdzy tego nie wiedza. Na początku byłam rozgoryczona, bo szykowaliśmy się na operacje. Teraz już się z tym pogodziłam i żyje słowami pani onkolog: są wielkie szanse na zdrowie.
Klooosiu cieszę się, ze sie odezwałeś. A jak u Was? Mało czasu minęło, wiem. Wszystko świeże. Ale mam nadzieje, że sie jakoś trzymasz Ty i Twoja rodzina. Pozdrawiam Cię mocno.
Izabela mi już ręce opadają. Czasami myśle, ze tracę siły a przed nami ostateczne starcie. Mama teraz mieszka ze mną, dzieci ja uwielbaja, tak fajnie razem spędzają czas. Za chwile to się skończy i będę musiała patrzeć jak słabnie. Długie 6 tygodni. Bardzo, bardzo się tego boje. Nie wiem jak to będzie.
Izabela a gdzie leczy się Twój tato? Długo już się leczy? Jak możesz napisz mi po krotce.
Moja mama wczoraj miała mieć badanie pet. Była już przygotowywana do badania, wywiad z lekarzem, założony wenflon. Ale mieli jakaś awarie i nie mogli nikomu zrobić badania i całe nerwy na nic. Następny termin 20 stycznia. Mam nadzieje, ze zdążą ze wszystkim bo 30 stycznia mama ma przyjęcia do szpitala. To wszystko jest tak wykańczające. Wszystko kręci się wokół choroby, a przecież normalne życie tez musi się toczyć. Ja już nie daje rady, popołudniami mam tak ogromne bóle głowy, ze chodzę jak ścięta. Staram się jaka umiem najlepiej wszystko ogarnąć, ale czasem mnie to przerasta. Jak zacznie się szpital i długie 6 tygodni to będzie mi bardzo ciężko. Tak bym chciała żeby tej choroby nie było.....żeby było jak dawniej.
Witajcie w Nowym Roku. U nas tez pomalutku do przodu. Dziś mieliśmy wizytę w IO. Druga wizyta to konsylium, choć u nas pro forma bo cały plan leczenia dostaliśmy na pierwszej wizycie. Ale odbebnilysmy swoje 3,5 godziny pod gabinetem lekarskim. Badania krwi super, markery w normie ( to tak dla potwierdzenia tego co pisałam ostatnio), rtg płuc bez zmian. Teraz już będzie z górki, przyszły tydzień maska i pet. Czekamy wiec z niecierpliwością i wielka nadzieja.
Sierotko dziś miałam okazje poznać panią dr, która mi polecałas. Rzeczywiście cudowna. Niestety nie ona będzie prowadząca lekarka, choć myśle ze równie dobrze moja mama trafiła.
Izabela ja może się nie znam, ale co do markerów to Łukasz ma racje. Moja mama miała marker w normie, a rak jest. Nie wpadaj w panikę od razu, tym bardziej ze jesteście po badaniach. U nas tez konsylium 3stycznia. Tak się boje tego stycznia. 11mamy pet, 30 przyjęcie do szpitala. I 6 tygodni walki. Co potem nie wiem.
Nie chce żegnać tego roku. Jest jak jest, ale jesteśmy razem. Mama nawet w dobrej formie. Tak się boje tych nadchodzących dni.
Życzę Wam siły w przyszłym roku, aby moc wspierać swoich najbliższych. Samych dobrych wyników badań i zdrowia, którego tak bardzo pragniemy.
Ja również chciałam Wam życzyć pięknych Świat Bożego Narodzenia. Oby miłe chwile spędzone z rodzina dały wytchnienie od codziennych trosk i zmartwień. Żyjmy chwila i niech ta chwila trwa wieki.
My jesteśmy właściwie przygotowani, dom wysprzątany, lodówka zapełnia sie smakołykami. Tylko nastrój nie chce przyjść świąteczny. Oj ciężkie to będa święta, ciężkie. Co roku o tej porze zastanawiałam się w jakim punkcie będę za rok. Teraz nie chce już wiedzieć. Nie chce żeby czas tak szybko uciekał.
Klooosiu nie wierze w to co czytam!!!!!
Bardzo, bardzo Ci współczuje. Kochana, tule Cie z całego serca i będę modliła się za Twojego tatę i cała Wasza rodzine.
Cóż więcej pisać.....żal ogromny.
Nie mam słów.
Klooosiu pamiętaj, ze najbardziej w tym wszystkim liczy się tata i tu i teraz.
Ja tez nie wiedziałabym co powiedzieć w takiej sytuacji bliskim, jak ich pocieszyć. Może najlepiej być razem, bo co innego można zrobić. Lekarze chcą leczyć, to najważniejsze. Czasem chorobę idzie zatrzymać na bardzo długo. Znam osobiście taki przypadek, co prawda rak szyjki macicy ale nieoperacyjne i kobieta żyje już 5lat od diagnozy. Zatrzymali rozwój chemia i radioterapia. Trzeba wierzyć.
A tata niech się cieszy, ze lepiej się czuje, niech dochodzi do siebie. Pamiętaj, ze to on musi mieć najwiecej siły by walczyć z choroba i to w was musi znaleźć oparcie. Jakkolwiek by to było trudne.
Ja płacze gdy wychodzę z domu, w aucie, w sklepie, w szkole u syna....w domu uśmiech, pozytywne nastawienie, a mama patrzy, obserwuje mnie czujnie i łapie mój nastrój. Wmawiam jej, ze będzie ok, ze trzeba nauczyć się z tym żyć a sama omaal na onkologii wylewu ze stresu nie dostałam.
Klooosia nie załamuj się. Dopóki życie trwa trzeba walczyć i wierzyć. Ja wiem co zrobiłabym napewno. Zadbałabym o komfort psychiczny chorej osoby. Wszystkie konsultacje poza nią lub prosiłabym lekarzy o rozwagę w doborze slow. Nie odbierałabym nadziei, a wiem jacy lekarze potrafią być bezpośredni.
A jak tata się dziś czuje?