Dzień 2 i 3 w Gliwicach bardzo nudne. Dostaliśmy tylko po jednym zastrzyku o 12 i reszta dnia spędzona na telefonie. Jutro dzień podania jodu. Próbuję się pozytywnie nastawić do tej czwartkowej scyntygrafii, szczególnie, że miesiąc po operacji moja tyreoglobulina wynosiła 0.04,czyli niewykrywalna. Musiałbym naprawdę mieć pecha, żeby w te 4 miesiące od kontroli coś mi uroslo...
Może dzięki odstawieniu leków pobyt będzie krótszy :)
Też wyniosłam się z domu. W ciągu dnia można trzymać dystans, ale w nocy dziecko by mogło przyjść do mnie i nawet bym się nie obudziła. Wolę nie ryzykować.
Czas szybko zleci :)
Maga83 dzięki! Z pewnością się wszystko przyda! Ja mam się stawić w przyszły piątek więc też opiszę wszystko, bo ja akurat nie będę miała zastrzyków :-) Może jest wtedy trochę inaczej :-D
Mam nadzieję, że to będzie tylko diagnostyka. Kilka dni kwarantanny i powrót do domku :-) Z racji małego dziecka w domu chyba wynajmę sobie coś w Poznaniu na te kilka dni. Dwulatce nie wytłumaczę, żeby nie podchodziła :-) Będę tęsknić ale... matce przyda się kilka dni wolnego :-)
Naprodukowałam się, mam nadzieję, że się komuś przyda :) W razie czego pytajcie :)
Kilka wskazówek odnośnie Poznania :)
Nie ma testu na COVID. Wchodzi się wejściem E, idzie na I piętro oddział D1 do pielęgniarek po skierowanie, wraca na dół na izbę przyjęć i znów na D1 oddać pielęgniarkom dokumenty. Potem wychodzi na korytarz i czeka... Zaproszą na wywiad i badanie lekarskie, sporządzą dokumenty, pobiorą krew, trzeba oddać mocz do badania, zrobić Usg, kto musi rentgen (ja nie musiałam) i do wyra. Jeśli ktoś ma dostać zastrzyki, to są przez kolejne dwa dni. Czwarty dzień u mnie to było kolejne pobranie krwi, ustalenie dawki jodu i wyjazd do izolatki. Jod ok. godz. 13. Po dwóch dniach izolatki sprawdzają promieniowanie i wypisują do domu z zaleceniami dot. kwarantanny. Po ok. dwóch dniach trzeba przyjechać na konkretną godzinę na scyntygrafię ciała, nie ma tu opóźnień, całość z omówieniem wyniku z lekarzem trwa 20 min.
Ja byłam pierwszy raz, trochę inaczej to wyglądało u ludzi, którzy byli kolejny raz.
W szpitalu trzeba mieć maseczki, nie wolno chodzić po korytarzu. Nie ma szatni, torby nosimy ze sobą, do izolatki też. Na zwykłym oddziale na korytarzu jest czajnik i tv, łazienka i toaleta wspólne dla wszystkich. Miałam salę bez tv. W izolatce kto chciał dostawał piżamę. Do mojego pokoju przynależało wc i prysznic. W pokoju był telewizor. Czajnik w korytarzu. Nie było limitu zużycia wody.
O laptopa nie pytałem bo swojego nie zabrałem, ale z tego co mówiła mi Pani doktor to wszystko, co nie było jakoś owinięte, musi zostać wyrzucone. Ja w sumie zabieram tylko jedzenie, picie, kilka par bokserek(które będę musiał wyrzucić), telefon(w wodoodpornym pokrowcu) i przenośną konsolę do gier w takim foliowym worku do zamrażarki. Będę musiał poświęcić słuchawki i ładowarkę po wyjściu z izolatki, ale wolę kupić nowe niż spędzać czas jak mój "współlokator", który jest bardzo miłym Panem po 50ce, który nie wziął ani książek, ani smartfona, i cały dzień dziś leżał na łóżku nic nie robiąc. Co kto lubi ale mnie dobija coś takiego, przez tego covida nie można nawet wyjść na korytarz na tym oddziale zamkniętym. Przynajmniej dziewczyny obok mają dużą, fajną salę i są tam chyba w trojkę/czwórkę, więc na pewno raźniej.