Lampy szybko migały za szybą w drodze na lotnisko. Miałam wyłączone myśli, byłam właściwie śpiąca i zmęczona, Marta z tyłu też wtulała się w ulubioną poduszeczkę, która oczywiście leciała z nami.Mechanicznie włączyłam muzykę.....w samochodzie rozbrzmiewała piosenka, która od lat towarzyszyła nam podczas podróży. To fajne, bo przypomniałam sobie jak dzieci ją śpiewały w Polsce, kiedy jeszcze w ogóle nie umiały angielskiego. Można powiedzieć,że "open your mind" ( otwórz swój umysł), to pierwsze zdanie jakiego się nauczyły.:)))), miło było posłuchać piosenki z czasów, bez "Pana Jegomościa". na końcu posta jest "Open Up "po polsku ze zdjęciami z samolotu z innych czasówKiedy dotarliśmy na lotnisko, pierwsza rzecz to znaleźć stoisko z wypożyczanymi wózkami inwalidzkimi, bo lewa strona Marty była na tyle słaba,że nie dałabym rady z nią iść taki kawał przez salę odpraw i jeszcze płytę lotniska. Kiedy Marta usiadła w wózku to wydawało mi się,jakbym znalazła się na jakimś groteskowo-abstrakcyjnym obrazku..... Poprosiłam Przemka,żeby pojechał jak najszybciej do Wojtka, nie chciałam się rozklejać i to w dodatku na początku "nowej drogi"- drogi do Liverpoolu, gdzie jechałyśmy po ratunek.Nie pamiętam samej odprawy, chciałam jak najszybciej dojść do samolotu, ale widać los nie bardzo chciał mi ułatwiać to wszystko. Kiedy dotarłyśmy do bramek gdzie trzeba przejść przez wykrywacze metalu okazało się,jak bardzo jeszcze, nie jestem przyzwyczajona do "nowej sytuacji"-pilnowania Marty !!!!Zapytano mnie czy jest szansa ,że dziecko może przejść bez wózka pod wykrywaczem ? Ponieważ Marta normalnie chodziła, a wózek był tylko dlatego,żeby się nie zmęczyła , to oczywiście Marta wstała i przeszła. Wózek popchnięto za nią , ja stałam w dość dużej odległości , bo na polecenie następnego ochroniarza zdejmowałam pasek, odwróciłam się, to były ułamki sekund.....................Marta leżała na podłodze i powstrzymywała się od płaczu, jej " ałaaaaa", postawiło mnie na równe nogi, a poranne zmęczenie uleciało w sekundę. Okazało się,że chciała tak bardzo pomóc i usiąść sama z powrotem na wózku, tylko nie przyzwyczajona do tego pojazdu, nie spodziewała się, że niezabezpieczony hamulcem, odjedzie zanim zdąży usiąść. Upadła a reakcja ochroniarzy ,zanim dobiegłam była dla mnie szokująca. CZY WIECIE,ŻE ONI NIE MOGĄ POMÓC WSTAĆ DZIECKU????????!!!!!!!!!!!!! Do dzisiaj nie rozumiem, czy dlatego,bo nie mogą go dotykać czy ze względu "ubezpieczenia" , że gdyby był jakiś uraz to nie mogą brać odpowiedzialności. Nie pamiętam co wtedy do nich wygadywałam, ale i tak pewnie bym tego nie napisała, bo byłoby niecenzuralne. Po prostu stali nad nią i patrzyli. To jakaś paranoja!!!! Odechciało mi się podróży z uśmiechem na ustach, czyżby ta sytuacja miała znowu obudzić we mnie pierwiastek "Mamy-Wilka"? Jeśli taki był zamysł naszych Aniołów , to im się udało!!Pchając dosyć energicznie wózek przed sobą szukałam windy.....bezskutecznie, jedna była zablokowana jakimiś napisami, nie chciało mi się wczytywać bo energia mnie rozpierała, a wtedy jestem w stanowisku "już i teraz!!!!" a drugiej jak na lekarstwo :((((. Przy jakimś stanowisku stał chłopak z obsługi i nam się przyglądał, pewnie usłyszał moje polskie przekleństwa, cedzone pod nosem........podeszłam i zapytałam czy może nam pomóc, bo nie wiem jak mam zjechać na dół. Okazało się,że to Polak...... chciałabym mu tutaj podziękować, przeprowadził nas pustym korytarzem, gdzie nie mieli wstępu pasażerowie, bo tam właśnie budowano już nowy terminal. Dziękuję Ci Życzliwy Nieznajomy !!!Potem przeboje przy samolocie, bo obsługa uparła się,że Marta będzie wjeżdżać windą dla wózków od tyłu samolotu, ale ponieważ ja nie mogłabym temu asystować , to Marta uparła się,że absolutnie nie.....chyba miała dosyć po doświadczeniach sprzed kilkunastu minut. Wdrapywałyśmy się powolutku po schodach, nie interesowało już mnie czy ktoś z tyłu był zniecierpliwiony czy nie......właściwie nic już mnie nie interesowało, chciałam już się obudzić...............groteskowo-abstrakcyjny obrazek wciąż był a ja żeby nie oszaleć udawałam że to sen......ech, byle do Liverpoolu, tam na nas czekają, tam będzie spokój i opieka.....
Na lotnisku w strefie internetu zdążyłam jeszcze odebrać wiadomość od Pani Doktor z Polski:"Uda się !Kciuki trzymam już od dzisiaj. Po zabiegu będzie trudny tydzień - potem zacznie się poprawiać w sposób widoczny. Zresztą, co się będę mądrzyć - chirurg Pani poopowiada, kiedy będzie brał zgodę na zabieg. Jakby Panią coś zdenerwowało, lub czegoś Pani nie rozumiała - pytać! Wyjaśni. Jakby coś Pani nadal nie pasowało - niech Pani zapisze, to ja Pani przetłumaczę z angielskiego medycznego na nasze.Pozdrawiam"Tak podbudowane wyleciałyśmy.....