"Ja też w życiu nie przypuszczałbym, że znajdę się w miejscu, w którym jestem." - pisze na Instagramie Tomasz Jakubiak. Pewnie dla wielu z Was te słowa brzmią znajomo. I nie chodzi tu o pytanie "dlaczego ja?".
Choroba zawsze spada jak grom z jasnego nieba. Nie spodziewamy się jej. Na pewno na nią nie czekamy. Ale pojawia się i trzeba działać. Diagnoza, leczenie... A co jeśli lekarze mówią, że nie ma możliwości leczenia, albo, że tylko takie które da choremu kilka miesięcy, może rok.
Większość chorych załamuje się. Ich rodziny i bliscy też. Ale też większość zaczyna też szukać. U innych lekarzy, w internecie, wśród znajomych. Czasem pojawia się nadzieja, że gdzieś za granicą są inne terapie, że pomagają, że leczą!
Tomasz Jakubiak dowiedział się, że jego raka być może można wyleczyć w Izraelu. A to oczywiście kosztuje. Rozpoczął zbiórkę i oczywiście było mu łatwiej niż większości chorych. Miał znane nazwisko i kontrakty reklamowe. Pieniądze udało się zebrać. Pojechał na operację. Teraz ma jechać na kolejną i znów zbiera pieniądze. I spotyka go poza wsparciem także hejt.
Jest czasem nazywany onkocelebrytą, słyszy zarzuty, że lansuje się na raku albo że jemu to łatwo, bo jest znany. I to prawda - jest mu pewnie łatwiej zebrać kasę na leczenie niż większości chorych, ale czy jakikolwiek młody człowiek, ojciec kilkuletniego chłopca nie wykorzystałby każdej możliwości?
Nie hejtujmy. Wspierajmy. Każdego.
Zdrowia i trzymajcie się.