Ostatnie odpowiedzi na forum
Dziękuję Wam bardzo z każde ciepłe słowo i mam nadzieję, że wszystko to przetrwamy silne dla naszych kochanych chorych. Pozdrawiam i trzymam kciuki....
Wszystkie wiemy co to strach, jak każda drobna radość gaszona jest tą jedną myślą, że ktoś tak ważny i kochany właśnie teraz cierpi, lęka się walczy o każdy dzień.I nagle nic już nie cieszy.... To straszne
Tak tata od marca ub. roku był cztery razy otwierany. Najpierw w marcu ogromny tętniak aorty brzusznej, w kwietniu diagnoza rak esicy i kolejna operacja z wyłonieniem sztucznego odbytu. Potem radioterapia powikłaniem której były zrosty powodujące niedrożność jelit- więc kolejna operacja po której dostał tato sepsę i zapalenie otrzewnej. W styczniu był tydzień w śpiączce, stan krytyczny i w tym czasie ponownie go otworzono by oczyścić jamę brzuszną. Dodatkowo w tym czasie nabawił się super bakterii tzw.new dehli( czy jakoś tak) odporna na wszystkie antybiotyki. Cudem wyszedł z tego stanu , odłączyli go od respiratora i 8 lutego wrócił do domu. Niestety zamiast nabierać sił to słabł . W tK wyszedł naciek, ale był kojarzony ze zarostem, który wywołał niedrożność jelit. Kontrolne markery wyszły bardzo zawyźone, potem jeszcze bardziej.Kolejne tk ukazało, że ów naciek to wznowa. Tata miał miejscowo 4 stopień zaawansowania, guz powodował perforację jelita i naciekał tkanka tłuszczową ale co dziwne węzły i wszystkie inne organy były czyste. W tym była moja cała nadzieja. I cóż z tego jak odrasta od kikuta odbytu w stronę kości krzyżowej.Masakra
Moja mama miała kilka lat temu stwierdzony na tK guz płuc z przerzutami do kilku płatów przy operacji okazało się, że to gruźliczaki, piszę o tym ponieważ na tK były wyraźnie opisane węzły chłonne- więc nawet nie " rakowe" są widoczne.
Witam wszystkich
W styczniu tu pisałam o moim tacie, jak to po raku miał zrosty potem sepsę i cudem ocalał.Bronię się przed tym forum i proszę nie odbierajcie tego personalnie ale tak bardzo bym chciała aby te sprawy były już za mną, nawet z najbliższymi przyjaciółmi nie mam siły rozmawiać. Niestety tata miał wzrost cea do 25, następnie po tygodniu do 39. Wynik tK - jest wznowa. Nikt nie będzie go operował, tato praktycznie od stycznia nie ma powłok brzusznych- po ostatniej operacji.Ja straciłam nadzieję.Słabnie w oczach , ma okropne poty nocne. Została chemia dziwne bo trzy tygodnie temu onkolog powiedział, że tata jej nie przetrwa. Jest cieniem samego siebie , przerażonym staruszkiem.A ja tak egoistycznie chcę go zatrzymać...... Lecz czerpię z każdego jego słowa,uczę się na pamięć jego gestów. Boże ! Wiem młodzi ludzie, dzieci ....wszyscy chorują, tyle cierpienia. Jak żyć? nam towarzyszącym? Czy wypada?
Dziękuję wszystkim Wam, za te ciepłe słowa.Mam nadzieję, że mimo wszystko mój wpis da Wam nieco optymizmu, ponieważ u taty odpukać gadzina nie rozsiała się po organiźmie mimo, że duża była.Oczywiście, że dbamy o tatę jak o najcenniejszy skarb. To raczej on bywa niesforny. Gdyby nie te cholerne zrosty, to by biegał jak młody Bóg. A jeśli chodzi o dietę, to tatko jadł wszystko na co miał ochotę i to w sporych ilościach - jedynie w trakcie naświetlań jego dieta była restrykcyjna.Nie miał absolutnie żadnych problemów z trawieniem.Lekarze twierdzą, że nie mógł uniknąć zrostów nawet gdyby oszczędzał się w tym względzie. Wszystkie z nas przeszły wiele trudnych chwil i za nas wszystkie trzymam kciuki. Wszystkie jesteśmy silne i dzielnie towarzyszymy naszym ukochanym bliskim niczym dobermany pilnując naszych chorych.Pozdrawiam Was i jadę do taty . Tak czekałam na tę chwilę bo dziś usłyszę wreszcie jego głos.Marzyłam o tym gdy był pod respiratorem :)))
<3 <3 <3 <3 <3 <3
Dziękuję sierotko, w zasadzie zmiany są bardzo dynamiczne, najważniejsze że w dobrą stronę :D :D :D
Przepraszam za ten potok słów, ten tydzień był jednym z najtrudniejszych w moim życiu. Przed tatą na OIOM za rękę trzymałam tylko jedną osobę- mojego synka wiele lat temu.Lecz On, nigdy nie wrócił do domu. To takie trudne przeżycia, ogrom cierpienia i łez..... ale i nadzieja, której tracić nie wolno nigdy! Póki bije serce, jest nadzieja!
Witam Was, podczytuję to forum od kwietnia kiedy to u mojego taty zdiagnozowano guza esicy.Tato ma 79 lat, ale nie wyoobrażajcie sobie dziadziusia z laseczką bo do diagnozy był mega energetycznym, pełnym życia człowiekiem stawianym jako wzór witalności i zdrowia .Niestety do czasu gdy dopadła go biegunka, nie przemijająca leczona jako zatrucie pokarmowe. Nadszedł dzień usg, i szok ogromny tętniak aorty brzusznej! Po trzech dobach był już po operacji. Wrócił do domu, lecz próżno było szukać dawnych iskierek w jego oczach.I dalej biegunki....Klonoskopia wykazała dużego guza esicy -6 cm.Operaja, odjęcie dbytu więc stomia. Rozpoznanie p(m)T4aN0,R2 . Tato miał ciężki przebieg pooperacyjny ponieważ doszło do niewydolności nerek, na szczęście nerki zaskoczyły. Guz naciekał, miejscowo była nawet perforacja jelita - dlatego nie było czasu na radioterapię przed zabiegiem. Cykl radioterapii zakończył we wrześniu. Wrócił do domu, ale ciągle coś go bolało a to brzuch a to plecy. 13.1.2017 pędem do szpitala , nieznośny ból- niedrożność jelit.14.01 operacja- cholerne zrosty , jelito cieńkie przyrosło do miednicy! Lekarz po operacji pociesza, że nie znalazł żadnej wznowy raka.W drugiej dobie po operacji sepsa, niewydolność serca i płuc, OIOM, śpiączka farmakologiczna, respirator. W środę mega gorączka, głowa obłożona lodem i otwierają go. Oczyszczają ranę, dostaje antybiotyk celowany ale nie dają szans. Nie mogę oddychać ze strachu, łzy oczyszczają zbolałą duszę ale myślę sobie póki bije jego serce muszę wierzyć....., nie teraz nie po tym wszystkim! W czwartek, piątek, sobota stan bez zmian.Wczoraj jadę do niego, jak zwykle przerażona wchodzę na OIOM , i widzę jego oczy, widzę że wraca! Anestezjolog mówi, że jest lepiej. Wieczorem tata oddycha bez respiratora. Wieści z dziś są takie, że jutro wraca na normalny oddział. Mój kochany, musi być dobrze :D