Dostajesz diagnozę. W jednej sekundzie zmienia się wszystko.
Masz wrażenie, jakby świat runął ci pod stopami.
Jednocześnie czujesz, że nie zmieniło się nic – dalej jesteś sobą, tym samym człowiekiem. Może tylko patrzysz na świat jakoś inaczej, może jesteś bardziej zamyślony, częściej się wyłączasz, potrzebujesz ciszy dla przemyśleń.
Zmienia się twoje ciało. Gubisz kilogramy lub masowo przygarniasz kolejne. Skóra ci szarzeje, pod oczami wykwitają cienie, niby najmodniejszy makijaż. Nawet spojrzenie masz jakby głębsze.

A w środku?
Tam trwają jeszcze większe metamorfozy. Momentami czujesz, jakbyś przechodził w formę imago – z szarej poczwarki w pięknego, barwnego motyla. I nawet sporo się zgadza – motyle też żyją krótko, za to intensywniej. Ale motyl nie czuje się źle z tym, że za kilka dni umrze.
My lubimy myśleć o śmierci, nawet, jeśli sprawia nam to ból.

W ukrywaniu bólu osiągamy powoli mistrzostwo. Każdego dnia nakładamy maskę.
Nie chcemy, aby obcy ludzie widzieli nasze słabości.
Nie chcemy, aby nasi bliscy widzieli, jak cierpimy.

I robimy to. Powoli i nieświadomie.

Rośnie wokół nas klatka.
Najgorsze jest to, że nikt jej nie widzi. Bo to nie jest taka zwykła klatka.
Ona jest ze szkła.

Patrzysz na ludzi poza klatką. Widzisz ich, rozumiesz doskonale. Każde słowo do ciebie dociera. Czasami zniekształcone, czasami wyblakłe. Jednak, mniej więcej, sens rozumiesz. Chociaż możesz się nie zgadzać. Nie ma to znaczenia, nikt nie usłyszy twojego krzyku.

Niekiedy przychodzą dni, gdy masz ochotę wstrząsnąć swoją widownią, która patrzy na ciebie jak na okaz w ZOO.
Chcesz wyrwać się, wrzeszczeć, wyć.
Masz ochotę, dosyć często, rozszarpać ich wszystkich na strzępy.
Szamoczesz się, wyrywasz. Zza szyby słyszysz tylko pełne politowania: „On ma raka. On umiera.”.
Krzyczysz, że jeszcze nie umierasz, że chcesz żyć, że ŻYJESZ! Tu, zaraz obok, jesteś!
A oni patrzą dalej. Pełni litości, pełni fałszywego zrozumienia.
Czasami błyśnie ci w tłumie jakiś wzgardliwy uśmieszek, cień pogardy, gdy ktoś udaje, że się przejmuje.
Ale dalej nie możesz zrobić absolutnie nic.

Czas mija. Żyjesz sobie obok, a jednak osobno.
Nikt nie słucha, co mówisz, bo przecież „Jesteś chory”.
Czasami mówisz coś, a ludzie dookoła słuchają cię z zainteresowaniem.
No, tak.
Jesteś okazem w ZOO, ciągle na widoku, z plakietką „rak” przyczepioną do szyby.

Przestajesz się szarpać.
Nie masz na to już siły, nie chcesz się starać, gdy nikt i tak nie słucha.

Jednak zdradzę ci tajemnicę – z każdym miesiącem grubość szyby maleje. Najpierw była niczym bryła lodu, później zgubiła trochę swojej solidności. I dalej, z każdym dniem jest coraz cieńsza.

Wystarczy tylko sięgnąć, nie poddawać się w walce. Możesz dotknąć szyby, wyciągnąć rękę do ludzi. Szyba pęknie, jak bańka mydlana.

Tylko... czy warto? Wiesz już, jak na ciebie patrzyli. Słyszałeś, co mówili. Czy chcesz stąd uciekać?
Jest nas tu dużo, chociaż każdy w osobnym boksie. Przedzieramy się do siebie przez wszelkie bariery, aby móc być razem. My, ludzie z rakiem, ludzie, którzy każdego dnia przechodzą dokładnie te same tortury.

Świat za barierą jest piękniejszy, niż w tym szklanym kokonie.
Są tu kolory, o których istnieniu już zapomniałeś.
W tle gra cichutko muzyka, drzewa tańczą na wietrze, słońce miło pieści skórę swoimi cieplutkimi promieniami.

Pamiętaj, że zawsze możesz wyjść. Przecież byli ludzie, którzy pod ogrodzeniem podsuwali ci smakołyki. Chętnie cię przytulą.
Odważysz się zaryzykować i, po raz pierwszy od dawna, pokazać prawdziwego siebie?

Ja już uciekłam. I nie żałuję.

22.06.2017

Tekst nadesłała do redakcji FAQRAK Lucyna Czabaj, autorka bloga zjemdziada.blogspot.com.

Przeczytaj też wywiad z tą blogerką, pt. Jak obsłużyć człowieka z rakiem?

Zapraszamy do nadsyłania własnych tekstów na adres: redakcja@faqrak.pl